Zamiast tego znów sięgnęłam po jeden ze wzorów Nimue, który chodził za mną już od dłuższego czasu. Lubię je za ich delikatność, bajkowy klimat i baśniową przewrotność - kiedy co jakiś czas je przeglądam, wracają do mnie wspomnienia z dzieciństwa, te wszystkie wieczory spędzone w ukrytym na strychu pokoju, gdzie babcia zgromadziła wszystkie książki z dzieciństwa, książki zaczytane przez nią i przez moją mamę :) Książki, których dziś już niestety nie ma, bo cały dom spłonął kilka lat temu, kiedy ja wyrastałam z tego wieku bajek i opowieści o księżniczce zasypiającej na ziarnku grochu, Tomciu Paluchu czy szczurołapie z Hameln. Albo o maleńkiej Calineczce, którą porwał chrabąszcz...
Tego małego elfa postanowiłam wyhaftować na lnie, który wydał mi się bardziej odpowiedni jako tło dla spokojnych brązów składających się na obrazek. Haftuję oczywiście muliną DMC, ale wprowadziłam jedną zmianę - zamiast jedną nitką, jak zalecane jest na rozpisce, haftuję nitką podwójną. Wiem, że przez to obrazek nie jest tak delikatny, ale taki mi się podoba ;) Zastanawiam się tylko czy półkrzyżyki, które wypełniają skrzydełka i cień u stóp elfki zrobić jedną nitką, czy może dwiema. No nic, okaże się, jak już się za nie zabiorę ;) No i mam problem ze znalezieniem moherowej muliny potrzebnej do wyhaftowania oczka na skrzydle. Najwyżej poszukam dla niej jakiegoś innego zamiennika.
Muszę powiedzieć, że wzorek haftuje się bardzo przyjemnie i wiem, że na nim nie skończę. A jak go wykorzystam? Ostatnio dopadła mnie chyba twórcza Vena, więc albo oprawię obrazek i zawiśnie on u mnie w pokoju, albo... zobaczycie, jak jeszcze można go wykorzystać ;)
A co poza tym dzieje się w moim domowym zaciszu? No cóż, jakiś czas temu mama zabrała się za robienie wina głównie z jabłek, jak mawia Niania Ogg ;) I dziś blat kuchenny prezentował się tak:
Więc pozdrawiam rozgrzewająco i bardzo dziękuję za wszystkie miłe komentarze dotyczące Kota. Nawet nie wiecie, jak przyjemnie mi się zrobiło, kiedy je czytałam :)