piątek, 3 maja 2019

(Niezbyt) kolosalne postępy - czyli walka z haftem trwa

Miałam ambitne plany na kwiecień - chciałam skończyć trzeci rząd haftu Computer Wizard R. Spanglera i dodać jak najwięcej maleńkich krzyżyków do motyli M.C. Eschera, ale mam poczucie, że nawet jeśli prace nad tymi dwoma kolosami szły do przodu, to jednak postępy są dosyć marne. No nic, zobaczymy, czy w maju uda się wyhaftować więcej. Co prawda za dwa tygodnie jedziemy ze znajomymi na weekend do Torunia, więc znów co najmniej trzy dni wypadną z kalendarza, ale będę się starać nie zaniedbać moich obrazów. Chciałabym je przecież kiedyś skończyć...

Dla przypomnienia 2 kwietnia we wzorze Eschera, który bierze udział w zabawie "Nowy haft na Nowy Rok", postępy wyglądały tak:


...natomiast dokładnie miesiąc później, czyli 2 maja, widać już kolejne kręgi motylich skrzydeł. Nie ograniczam się do haftowania jednej strony - wędruję sobie przez trzy i dostawiam kolejne krzyżyki. Na razie skupiłam się na czerni i czerwieni, potem przerzucę się na inne barwy.



 Dopiero przeglądając folder ze zdjęciami do poprzedniego wpisu z haftem Computer Wizard uświadomiłam sobie, że odłożyłam ten wzór prawie na miesiąc. 13 marca widać było jedynie błękitnoszary cień książek stojących w bocznym korytarzu biblioteki oraz zarys barierki na piętrze...


...18 kwietnia przybyło kolorów...


..a 29 kwietnia barierka i jej podstawa stały się dużo bardziej wyraźne. Staram się uzupełniać kolory, idąc od dołu, żeby nie zostać na koniec z pojedynczymi pustymi polami, które będę niecierpliwie łatać muliną - nie cierpię tego.


Plan na maj jest taki, żeby dokończyć wreszcie trzeci rząd, bo męczę się z jego finiszem chyba od grudnia. Niby dwie i pół kartki, ale mimo wszystko trwa to już zbyt długo.

A tak poza tym w miniony weekend wybraliśmy się z M. na wernisaż rzeźb mojego taty zorganizowany w niedawno wyremontowanej oranżerii Pałacu w Korczewie na Podlasiu - przepiękne okolice i krajobrazy, a do tego malownicze wnętrza pałacu, który był remontowany przez ostatnich trzydzieści lat po odzyskaniu przez rodzinę Ostrowskich-Harris. Z przyjemnością obserwuję, jak zmienia się budynek i odzyskuje powoli dawny blask. Aż chciałoby się zobaczyć, jak i inne stare posiadłości na terenie całej Polski wracają do czasów swojej świetności. Jest to przecież ogromny kawałek naszej historii, koszmarnie obecnie zaniedbanej i w wielu miejscach bezpowrotnie niszczejącej... Na szczęście niektórym jeszcze się chce i mają siłę, żeby walczyć i działać mimo różnych przeciwności.






















 W jednej z sal można było znaleźć i hafciarskie akcenty ;)