sobota, 24 grudnia 2016

Wszystkiego, co dobre :)

M. zaniósł już dwie torby z prezentami do samochodu, w kuchni stoi kolejna - pełna wigilijnych potraw, które zabieramy ze sobą, na kuchence dochodzi kawa, której jeszcze nie zdążyłam sobie zrobić, może też zaraz zjemy jakieś małe śniadanie. Nie jedziemy daleko, ale rzeczy zebrało się jak na tygodniowy wypad. Nie narzekam - lubię pakować, szykować, pichcić, smakować... wczuwać się powoli w tę okołoświąteczną atmosferę. Nawet jeśli te święta będą pełne wspomnień o tych, którzy odeszli w tym roku i minionych latach, odbędą częściowo w kameralnym gronie, oby w spokoju i z błogimi uśmiechami - od najedzenia i prezentów ;)

Chcę Wam życzyć rodzinnych, pogodnych świąt, podczas których nikt nie będzie rozmawiał na głupie tematy, nie będzie sporów i niesnasek, ale będzie za to dużo śmiechu i pogody ducha.

No i twórczego kolejnego roku :)









wtorek, 13 grudnia 2016

Lisia senność

Ostatnio chłodne popołudnia i zimne wieczory u mnie to senność, czasem książki, jakieś pichcenie, ale jednak głównie haftowanie, które tak mnie wciągnęło, że nie mogę się od niego oderwać.
Aniołki, które pokazywałam jakiś czas temu, a którym wtedy brakowało jeszcze backstitchy, są już skończone, ale wciąż brakuje dnia, kiedy do mieszkania wpadałoby naturalne dzienne światło i jakiekolwiek zdjęcia miałyby sens. Więc wstrzymam się do następnego wpisu i może wtedy zobaczycie, jak ostatecznie się prezentują.
Na szczęście udało mi się znaleźć chwilę dla lisiczki i mogę się podzielić efektem końcowym. Ale na początek zdjęcia jeszcze sprzed konturów.



Bez nich lisia panna była nieco niewyraźna, więc czym prędzej nad nią przysiadłam, dzięki czemu lisek zaczął więcej widzieć...


...szalik spięły guziczki...


...zajęłam się też uczesaniem lisiczki...


...i po tych wszystkich zabiegach z kanwy wyłoniła się piękna ruda panna.


No i kto mi powie, że backstitche nie robią różnicy?


niedziela, 4 grudnia 2016

Lisie zwyczaje

Dzisiejszy wieczór to koncert Raya Wilsona w radiowej Trójce, to unoszący się w mieszkaniu zapach bananowo-czekoladowych muffinek, to przytulny pluszowy kombinezon do chodzenia po domu, półmrok i chwila na okołoświąteczne rękodzieło. Zima to dla mnie sen, klejące się powieki, pachnące przyprawy i wszechogarniająca melancholia, nadciągające wspomnienia, zastanowienie i lekki niepokój. Jeśli uda się go oswoić, będzie dobrze.
A na razie czeszę lisie włosy...