No, więc kiedy będzie mi się zdarzało mieć dosyć komputerowego czarodzieja, będę miała po co sięgać. Circle Limit M.C. Eschera, projekt HAED.
Różni się od Spanglera tym, że wzór jest jednak nieco mniejszy, ma "jedynie" 438 na 440 krzyżyków - dla przypomnienia, wzór Spanglera ma ich 525 na 751. Zastanawiam się, na czym haftować motyle i na razie wygrywa Lugana 25 ct. Nigdy jeszcze na niej nie haftowałam, tu haft byłby co jedną nitkę, czyli byłoby dużo drobiazgu do wyhaftowania i musiałabym być bardzo skupiona, żeby gdzieś się nie pomylić. Przy takim materiale obrazek powinien spokojnie zmieścić się w polu 50x50 cm. Muszę powiedzieć, że trochę mi na tym zależy, bo przez to, że do Computer Wizarda wybrałam kanwę 16 ct, całość będzie miała ponad metr wysokości... Jeden taki olbrzym mi wystarczy ;)
A jak mi idą postępy przy Spanglerze? Dla przypomnienia, całość wygląda tak:
Ja jestem dopiero na początku, to znaczy, robię dopiero pierwszy rządek... A dokładniej ósmą z ośmiu i pół strony w pierwszym rzędzie. Z grubsza licząc mam na razie za sobą 36000 postawionych krzyżyków. Podejrzewam, że to niedużo, jak na prawie rok hafciarskiej pracy - Spanglera zaczęłam w drugiej połowie października zeszłego roku i z przerwami haftuję go do dziś. Jest bardzo prawdopodobne, że nie skończę go i przez następnych pięć lat :P W poprzedni weekend skończyłam siódmą stronę, a wszystko dzięki wygodnej miejscówce i dobremu oświetleniu, do którego zmusza mnie M.
Przy robieniu zdjęć irytuje mnie, że czasem bardziej widać prześwity spod muliny, a czasem nie. Na żywo nie rzuca się to tak bardzo w oczy i podejrzewam, że po upraniu całości mulina jeszcze ładniej rozłoży się na kanwie. A przynajmniej mam taką nadzieję.
Poza tym na każdej nowej stronie sprawdzam, jak haftuje mi się najlepiej. Było już haftowanie plamami kolorów, które rozrzucone były po całej stronie, potem eksperymentowałam z parkowaniem, następnie bawiłam się w zaznaczanie kropkami robionymi spieralnym pisakiem kolejnych kolorów, żeby nie zerkać co chwila na wzór, a teraz znów wróciłam do haftowania kolorami, ale konsekwentnie idę od lewej strony od dołu, do pomocy mając rozrysowaną spieralnym pisakiem Prym kratkę. Zobaczymy, jaki pomysł dopadnie mnie później ;) A dziś ósma strona wygląda tak:
Pojawiają się maleńkie, rozmazane obrazy. Przy drugim rzędzie, który już niedługo, gdzieś po środku pojawi się szczyt głowy smoka :) Już się nie mogę doczekać...
A, wiem, że może nie jest to moje najpiękniejsze dzieło, ale skończyłam też wczoraj moją małą torebkę z koszuli :)
Częściowo zszywałam ją ręcznie, potem zaczęłam bawić się maszyną do szycia. Nie obyło się bez prucia i eksperymentów, złorzeczenia na plączące się nitki i walki z igłami, ale powoli oswajam to stare urządzenie, które należało do mojego dziadka. Jak ktoś miał styczność z takim lub podobnym Singerem, nie obrażę się, jeśli coś doradzi lub podpowie ;) Na razie dopiero się zaprzyjaźniamy i mam nadzieję, że nie będzie to trudna przyjaźń...
Życzcie mi powodzenia!
A i na końcu przedstawiam naszego nowego towarzysza. Teraz już nie będę mogła zostawiać haftu na kanapie, jeśli nie będę chciała mieć w nim kilku dodatkowych dziurek ;)