czwartek, 30 maja 2013

Twórczo :)

Ostatnio chwaliłam się przepięknymi upominkami, które przyleciały do mnie od Magdy, dlatego dla odmiany dziś będzie o tym, co się ostatnio haftuje u mnie :) A trochę krzyżyków w mijającym miesiącu powstało...
Po pierwsze nadgoniłam zaległości, skończyłam smoka (którego pokazałam Wam już wcześniej) i dzięki jego pomocy udało mi się stworzyć mały urodzinowy upominek dla przyjaciółki :)

 

Przez chwilę zastanawiałam się, jak wykończyć zeszyt - czy odmienić całą okładkę, czy ograniczyć się do stworzenia czegoś prostego i przyjemnego dla oka, a do tego w miarę praktycznego. Zależało mi na tym, żeby obrazek nie postrzępił się na brzegach i nie uszkodził. W ruch poszedł więc sprawdzony już wielokrotnie klej introligatorski, zielona tasiemka i voila!
Notes na nowe pomysły, opowiadania, "złote myśli", krótkie (albo długie) przemyślenia gotowy :) No i najważniejsze - solenizantka była prezentem zachwycona ;)


A do tego przyjemnie zaskoczona miejscem, w które zabraliśmy ją w ramach urodzin. M. znalazł w Warszawie Cafe Gra - kawiarnię pełną gier planszowych, telewizyjnych i "plenerowych", w której można też coś zjeść albo się czegoś smacznego napić. Muszę Wam powiedzieć, że czasem przyjemnie jest poczuć się jak dziecko - zapomniałam już, jaką frajdę sprawiają planszówki rozgrywane ze znajomymi, ile jest przy tym śmiechu i zabawy. Świetne miejsce :) Szkoda tylko, że dosyć daleko od centrum...
Aha, Karolina dostała ode mnie nie tylko haftowany zeszyt... ale i tort, który obiecałam jej już jakiś czas temu. Tort Pavlova :) Przepis jak zwykle pochodzi od Strawberries from Poland i muszę się przyznać, że korzystałam z niego dopiero drugi raz. Wciąż doskonalę technikę, staram się, żeby wszystko wyglądało (i nie tylko wyglądało) apetycznie i chyba tym razem mi się udało. Do domu w każdym razie wróciłam z pustym talerzem, a znajomi podczas jedzenia dopytywali się o przepis ;)


Zabawa była iście młodzieżowa, więc i świeczki
pasowały do imprezy ;)

Poza smokiem skończyłam też ostatnio trzeci ziołowy obrazek do kuchni :)
Początkowo wydawało mi się, że kolory są zbyt blade i, szczerze mówiąc, niezbyt ładne, ale kiedy postawiłam na kanwie już ostatnie krzyżyki, zmieniłam zdanie. Brązy idealnie współgrają z zieleniami i całość wygląda naprawdę przyjemnie. Już się nie mogę doczekać, kiedy zobaczę wszystkie trzy obrazki wiszące razem na ścianie :)



Ponieważ dobrze mi się haftowało tę roślinę, stwierdziłam, że od razu zabiorę się za kolejną. Z całego kompletu do kuchni do wyhaftowania zostały mi jeszcze trzy mniejsze wzory, chociaż ich rozmiary tak naprawdę różnią się od większych obrazków tylko tym, że krzyżyki stawiam na lnie co jedną kratkę. Na początku planowałam je wyhaftować na lnie obrazkowym 35 ct co 2 kratki, ale potem okazało się, że nie zmieszczą się w passe-partout... Został więc len 25 ct i haftowanie w ciągu dnia, bo w tym wypadku krzyżyki są naprawdę drobne, stawiane jedną nitką.
Macie tu zdjęcie dla porównania - len ten sam, obrazki w pionie i w poziomie mają mniej więcej po tyle samo krzyżyków.


 Dziś prace są nieco bardziej zaawansowane, ale wciąż zostało trochę do zrobienia.



Co jeszcze trafiło ostatnio pod moją igłę? Niewielki taneczny wzór :) Skoro len 35 ct w kolorze kości słoniowej leżał i czekał na zlitowanie, postanowiłam sprawdzić, jak będą się na nim prezentowali tańczący Baskowie. Muszę Wam powiedzieć, że mi efekt się podoba ;) Chociaż niektórzy mówią, że trzeba się domyślać, co tak naprawdę robią te niewyraźne postacie... Czy faktycznie nie widać, że tańczą?


Zastanawiam się czy nie spróbować naszyć ich na torbę... Chociaż w życiu żadnej nie uszyłam ;) Ale może nadszedł czas, żeby się nauczyć...

Spokojnego dłuższego weekendu Wam życzę, a jutro postaram się podsumować maj, bo trochę się u mnie działo w tym miesiącu - mniej i bardziej kulturalnie.

czwartek, 23 maja 2013

Podaj dalej...

...żeby ktoś mógł się cieszyć tak, jak ja cieszyłam się w poniedziałek wieczorem, kiedy po całym dniu w pracy na schodach wejściowych znalazłam potężną, wypchaną skarbami kopertę od Nitek Ariadny :)
Zielone niespodzianki zrobione specjalnie z myślą o mnie wywołały szeroki uśmiech, który długo nie znikał. Z resztą same spójrzcie...


Magda jest niesamowita. Wyczarowała haftowane kwiatowe zakładki, stworzyła przepiękne poduszeczki, które wiszą już pod oknem i cieszą oczy. Zachwyciła mnie na koniec misternie opakowanym w potężną folię bąbelkową (od razu wróciły do mnie odstresowujące wspomnienia z dzieciństwa ;) ) pomalowanym na zielono pudełeczkiem ozdobionym cudownym, delikatnym haftem... Znajdzie się w nim miejsce na kolczyki, z którymi nie mam co zrobić :)








Magdo, dziękuję Ci za ten piękny prezent!

 A teraz czas na Was, zapraszam do udziału w zabawie :) Jakie obowiązują w niej zasady?
- dwie pierwsze osoby, które umieszczą komentarz pod tym postem z chęcią wzięcia udziału w zabawie, otrzymają ode mnie upominek,
- po otrzymaniu prezentu osoby te zobowiązane są ogłosić taką samą zabawę u siebie,
- ponieważ chciałabym, żeby zrobione przeze mnie upominki trafiły w Wasze gusta, pomóżcie mi i poza swoim adresem pocztowym do maila, którego wyślecie na adres: carseviel@wp.pl, dołączcie kilka słów na temat tego, co lubicie - jakie motywy, kolory, detale etc.

Czekam na zgłoszenie chęci do udziału w zabawie ;)

wtorek, 14 maja 2013

Wyróżnienia i inne drobne przyjemności

Udało się, blogspot przestał zachowywać się jak obrażony znajomy i znów mogę spokojnie wrzucać zdjęcia :) A nazbierało się sporo zaległości... W sumie trochę się cieszę, bo dzięki temu w ostatnim wpisie nie skupiałam się tylko na hafciarskich dokonaniach i podzieliłam się z Wami drobną częścią tego, co czytam w czasie wolnym, podczas dojazdów do Warszawy albo do poduszki, wykradając czas, który powinnam poświęcić na sen. Nic na to nie poradzę, czasem po prostu nie mogę się powstrzymać ;)
No i w tym miejscu chciałabym podziękować za komentarze pod ostatnimi dwiema notkami - zrobiło mi się bardzo miło, kiedy przeczytałam to, co napisała mi JaSandra - staram się o swoich lekturach pisać tak, żeby przyjemnie się to czytało. A jeśli dzięki temu mogę pomóc, to tym lepiej ;) Przy okazji cieszę się, że do mnie zajrzałaś - Ty i inne dziewczyny. No i witam nowe obserwujące, mam nadzieję, że zagościcie u mnie na dłużej :) Poza tym Chaga pytała skąd ten pleciony imbryk - z Floo. Jeśli Wam się spodobał, radzę się spieszyć, bo podobno sklepy tej sieci są powoli likwidowane. Niestety...
Pisząc podziękowania, nie mogę nie napisać o wyróżnieniu, jakie otrzymałam jakiś czas temu od Weronki. Byłam zaskoczona, bo wyróżnień raczej nie dostaję i o nie nie zabiegam, ale cieszę się bardzo, że na nie zasłużyłam. Dziękuję Ci :)


Na czym polega wyróżnienie? Uwaga, przeczytajcie dokładnie, bo może właśnie któraś z Was została przeze mnie nominowana.

„Nominacja do Liebster Blog jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" . Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował. "

A jak odpowiedziałam na pytania Weronki? Muszę powiedzieć, że niektóre sprawiły mi niemały kłopot, kiedy zaczęłam się zastanawiać.

1. Miejsce, które musisz zobaczyć? Norweskie fiordy.
2. Co zawsze zabierasz z domu gdy wychodzisz? Książkę, portfel i telefon ;)
3. Ulubiona potrawa teraz i z dzieciństwa? Teraz - to zależy od dnia i nastroju - naleśniki z nutellą i bananem,  ogórkową, placki ziemniaczane z cukrem... i inne ;) W dzieciństwie - świeżo zebrane jagody ze śmietaną i odrobiną cukru.
4. Twoje największe marzenie? Górnolotnie - żyć i działać w zgodzie ze sobą.
5. Co właśnie czytam? Młodszego księgowego Dehnela - dowcipny, zaczepny... ale
momentami za dużo polityki.
6. Morze czy góry? Góry - przestrzenie, "dzika" przyroda i walka z własną kondycją ;)
7. Kot czy pies? Jedno i drugie - mam psa, do kompletu przydałby się kot.
8. Słodkości czy owoce? Owoce - soczyste truskawki, dojrzała borówka amerykańska, intensywnie fioletowe jagody...
9. Kawa czy herbata? Dobra herbata - najlepiej czerwona.
10. Twoja ulubiona pora dnia? Późne letnie popołudnie - kiedy słońce nie jest w zenicie, upał już zelżał i czuć w powietrzu zapach nadciągającego ciepłego wieczoru.
11. Mój autorytet? Chyba głównie rodzice - chociaż zdarzają nam się burzliwe dyskusje, kiedy w czymś się nie zgadzamy.

A teraz czas na nominacje. I tu mam problem... Bo jak liczyć czy ktoś ma "mniejszą" liczbę obserwatorów? Więc nagnę trochę reguły...
Nominowane to:
1. Misiask i jej http://czasnaslodkosci.blogspot.com/
2. Szarlotka i jej http://haft-po-godzinach.blogspot.com/
3. Ederlezi i jej http://niteczkowapasja.blogspot.com/
4. Aeljot i jej http://aeljot.blogspot.com/
5. Aggaw i jej http://aggaw.blogspot.com/
6. Sabina i jej http://takietamczarowanie.blogspot.com/
+ te dziewczyny, które chciałyby odpowiedzieć na moje pytania i mają na oku blogi mniej znane, ale warte polecenia :)

I żeby Wam się nie nudziło ;)
1. Wiosna czy jesień?
2. Gdzie lubisz odpoczywać?
3. Surowa północ czy gorące południe? Europy oczywiście.
4. Czego boisz się najbardziej?
5. Książka godna polecenia?
6. Fotografia czy malarstwo?
7. Ulubiona epoka?
8. Kraj czy zagranica?
9.Marilyn Monroe czy Audrey Hepburn?
10. Czego nie może zabraknąć u Ciebie w domu?
11. Słońce czy burza?

Uff... kolej na Was :)

Wracając do krzyżyków... Niech Wam się nie wydaje, że skoro o nich nie pisałam, to nic nie powstało. Nic bardziej mylnego. Mogę się pochwalić, że trzeci kuchenny obrazek powoli zapełnia len i prawdopodobnie za kilka dni go skończę :) Jeszcze jakiś czas temu prezentował się bardzo ubogo...


Ale dzisiejsze zdjęcie pokazuje, że nie jest już tak źle ;)


Listków przybywa, zielenie nie są aż tak stonowane, jak wydawało mi się na początku i wygląda na to, że wszystkie trzy obrazki będą się ładnie razem prezentowały.

Poza tym skończyłam dwa UFO-ki :) Hiszpański widok Michaela Powella zajął mi trochę czasu, ale warto było na niego poczekać. Nawet backstitche, których w tym wzorze jest sporo (jak w większości wzorów tego autora), nie odciągnęły mnie od pracy. Hiszpańskie domki jeszcze jakiś czas temu były nieco niewyraźne i brakowało im błękitu nieba.




Ale jakieś dwa tygodnie temu białe plamy zniknęły, pojawiła się perspektywa i piękne, intensywne pomarańcze na pierwszym planie. Ten ciepły obrazek będzie ozdabiał notes, który szykuję... dla siebie. Czasem trzeba mieć trochę przyjemności na własność ;)





 Cieszy mnie jeszcze jedna rzecz. Mały zielony smok, którego wypatrzyłam kiedyś wśród tysięcy wzorów krążących po sieci. Wiem, znalazłyby się bardziej malownicze, spektakularne i groźniejsze niż ta bestie, ale właśnie o tego dostojnego malucha mi chodziło. Tu jeszcze niedokończony...


Widzicie tę małą dziewczynkę? To Karolina ;) Przyjaciółka jeszcze z licealnych czasów. Pisząca klimatyczne opowiadania, lubiąca się śmiać miłośniczka podróży, na którą zawsze można liczyć. Czasem tylko ucieka od niej Wena, którą jednak Karolina mimo wszystko potrafi poskromić. Przedwczoraj miała urodziny, ale ponieważ znów jest zagranicą, prezent dostanie dopiero za kilka dni. Mały notes, w którym mogłaby zapisywać to, co przyjdzie jej do głowy...


Jeszcze go nie wykończyłam, ale możecie sobie wyobrazić, jak mniej więcej będzie wyglądała całość. Oczywiście efektem końcowym się z Wami podzielę, ale najprawdopodobniej dopiero za kilka dni.

W hafciarskiej materii to tyle :) O czym jeszcze chciałabym Wam napisać? Może o majówce? Spędziliśmy ją z M. w Poznaniu. Ale o tym następnym razem :)

czwartek, 9 maja 2013

Nadrabiamy, oj nadrabiamy

Spoglądam na kalendarz i jakoś do mnie nie dociera, że nie było mnie tu prawie miesiąc... Kwietniowe dni upłynęły pod znakiem pracy bibliotecznej, wyjść plenerowych - jeśli tylko pozwalała na to pogoda, urodzinowych spotkań-niespodzianek...



...na ten tort zasłużył mój mężczyzna, a urodzinowy wieczór spędziliśmy w klimatycznej, nieco steampunkowej knajpce Tesla Cafe na warszawskim Powiślu :) Było dużo śmiechu, żartów, śmiesznych prezentów i znajomych, którzy schodzili się niepostrzeżenie, z zaskoczenia. Muszę Wam powiedzieć, że organizowanie takich spotkań sprawia dużą frajdę ;)

(to i kolejne zdj. z portalu
www.lubimyczytac.pl)
Poza tym połykałam książki...
Była Mniej niż nic Elizabeth Kim - wspomnienia koreańskiej dziewczynki, której matka zakochała się w amerykańskim żołnierzu i popełniła grzech cudzołóstwa. Mała Elizabeth była świadkiem jej zabójstwa, które popełnili dziadek i wujek dziewczynki, nie mogąc pogodzić się ze splamionym rodzinnym honorem. W swojej książce Kim pisze też o przerażających przeżyciach związanych z pobytem w sierocińcu w Seulu, oraz o swoim życiu w Stanach, kiedy to została zaadoptowana przez niezwykle wierzącą amerykańską rodzinę. Wydawać by się mogło, że teraz będzie już dobrze, ale tak naprawdę dziewczyna trafiła do kolejnego piekła na ziemi, ukrytego w samym środku demokratycznego państwa...

Było również Mokradełko Katarzyny Surmiak-Domańskiej - książka, która pozostawiła po sobie pewien niesmak, delikatne zagubienie i niedowierzanie. Nie wiem czy czytałyście Kato-tatę, przyznaję, że ja nie miałam okazji po niego sięgnąć, a książka Surmiak-Domańskiej skupia się właśnie na autorce zawartych w nim wspomnień - wspomnień dotyczących molestowania przez ojca... W Mokradełku reporterka odbywa z główną bohaterką Halszką Opfer podróż do miasteczka, z którego ta pochodzi i w którym wciąż mieszka jej rodzina. Mokradełko to książka, która pozostawia po sobie dziwne uczucie bezsilności, bezradności - człowiek zdaje sobie sprawę z tego, co jest złe, ale czuje również, że zagląda tu w intymny i delikatny świat rodziny, której demony już nigdy nie usną.
Przy pomocy wielu różniących się od siebie opinii, wypowiedzi znajomych i krewnych Halszki, reporterka buduje zarówno obraz nieco rozchwianej emocjonalnie głównej bohaterki, jak i obraz polskiego małomiasteczkowego społeczeństwa, obraz, na który składają się ludzie nie chcący dopuścić do świadomości faktu, że takie "obrzydlistwa" mógł robić taki miły sąsiad, którzy nie potrafią zrozumieć, jak kobieta, która twierdzi, że przeżyła tyle złego, potrafi mimo wszystko głośno się śmiać i nie zachowywać się niczym szara myszka, która wciąż prowokuje swoim zachowaniem i sposobem bycia. Ale i ludzie, którzy czują, że to prawda, jednak nie wiedzą, jak na to reagować. Pokazuje też, jakie relacje panują w najbliższej rodzinie - skomplikowane, pełne zaszłości, wzajemnych pretensji i nieufności. To była ciężka lektura, pozostawiająca po sobie dziwne uczucie lepkości i nie dającego się zmyć brudu, trudna do zapomnienia i do jednoznacznej oceny. Jednym słowem prowokująca.

Dla równowagi po tych dwóch niezbyt lekkich pozycjach sięgnęłam po nieco bardziej pozytywną książkę Shauna Ellisa Żyjący z wilkami ;) Muszę przyznać, że podobają mi się książki wydawane przez WAB w serii Biosfera. Hm... właściwie wygląda na to, że zdążyłam przeczytać większość z nich - Corvus. Życie wśród ptaków Esther Woolfson (ciekawa książka, chociaż miała zarówno prowokujące do śmiechu, jak i wyjątkowo dłużące się momenty), Kupiliśmy zoo Benjamina Mee (czuć, kiedy to dziennikarz pisze książkę - posiada on pewną lekkość właściwą ludziom często piszącym do tysięcy ludzi; cieszę się, że najpierw przeczytałam jego wspomnienia, a dopiero później obejrzałam film - szczerze polecam tę pozycję, warto po nią sięgnąć) i Wet. Moi wspaniali dzicy przyjaciele Gamble'a Luke'a (oj, muszę powiedzieć, że zachwyciło mnie poczucie humoru autora, sposób, w jaki opisał swoje doświadczenia związane zarówno z pracą młodego weterynarza na angielskiej wsi, jak i wolontariatem w "klinice" w Indiach, ale też to, z jakim wyczuciem potrafił podejść do kwestii masowego uboju bydła zagrożonego świńską grypą... tu, przyznaję, miałam łzy w oczach - również szczerze polecam tę książkę, naprawdę warto do niej zajrzeć).
Żyjący z wilkami z jednej strony zwrócił moją uwagę, bo w dzieciństwie zaczytywałam się książkami Jacka Londona (Biały kieł, a jakże!), Fenimore'a Coopera (Pogromca zwierząt, no i oczywiście Ostatni Mohikanin...) czy Curwooda (fantastyczna przyjaźń między niedźwiadkiem i szczeniakiem we Włóczęgach północy), a z drugiej - bo seria Biosfera stała się już dla mnie swego rodzaju marką. Jak na razie nie zawiodłam się na książkach w niej wydawanych, więc sięgam po kolejne pozycje :) Shaun Ellis to niezwykły człowiek - wychowany na angielskiej wsi, która zimą była kompletnie odcięta od cywilizacji i na której nauczył się zarówno szacunku, jak i miłości do dzikiej przyrody rozciągającej się tuż za oknami niewielkiego domku, w którym mieszkał z dziadkami. Żyjący z wilkami to książka, w której opowiada on czytelnikowi o swoim dzieciństwie, trudnym okresie dorastania i szukaniu własnej drogi w życiu, która w efekcie doprowadziła go do wilków - niezwykłych dzikich stworzeń, wbrew obiegowej opinii nie będących krwiożerczymi bestiami, ale istotami tworzącymi swoje małe, hierarchiczne społeczności, troszczącymi się o siebie nawzajem, nieufnymi i stanowczymi, ale stosującymi przemoc jedynie w ostateczności. Ellisowi udało się, po roku wyrzeczeń i życia w leśnych ostępach niczym dzikie zwierzę, dołączyć do grupy, z którą żył i którą obserwował przez kolejny rok. Dzięki temu mógł być świadkiem polowań wilczego stada, ich codziennego funkcjonowania, obserwował sposób, w jaki jego członkowie się porozumiewają i jakie są ich zwyczaje i przyzwyczajenia. Po takich przeżyciach powrót do bezwzględnej cywilizacji wcale nie był łatwy...
Żyjący z wilkami to niezwykła książka, chociaż kiedy ją czytałam, coraz wyraźniej docierało do mnie, że żaden człowiek, który nie ma w sobie odrobiny szaleństwa, nie byłby w stanie ryzykować życia, żeby lepiej poznać ukochaną przez siebie dziką przyrodę. Ta historia wilczego świata i odnajdującego się w nim człowieka-wilka uczy jednocześnie szacunku dla niej, ale i uspokaja demony z dzieciństwa, które budzili w nas starsi, opowiadając nam o wielkim złym wilku porywającym niegrzeczne dzieci. Jeśli znajdziecie chwilę, zajrzyjcie do wspomnień Shauna Ellisa ;)

W kwietniu pochłonęłam jeszcze kilka innych książek, ale o nich może następnym razem ;) Cieszę się, że wrócił do mnie ten głód czytania - był taki okres, kiedy nie potrafiłam skupić się na powieściach, reportażach, felietonach czy biografiach. Tyle innych spraw zaprzątało myśli... Na szczęście wszystko udało się w miarę uporządkować i pasja czytania wróciła :) Nie wyobrażam sobie życia bez książek... Mam nadzieję, że mnie rozumiecie :)

Chciałam też podziękować za wyróżnienie, które dostałam od Weronki :) Obiecuję, zajmę się nim w kolejnym poście ;)

A co się tymczasem dzieje w moim małym hafciarskim światku? Po pierwsze, pracuję nad trzecim ziołowym obrazkiem do kuchni. Niestety na chwilę obecną nie prezentuje się zbyt imponująco... Dokończyłam też hiszpański widok Powella i zabrałam się za UFO-ka, który ma się stać prezentem dla przyjaciółki. Chętnie podzieliłabym się z Wami zdjęciami swoich prac, ale blogspot ostatnio nie pozwala mi dodawać zdjęć... albo robi to wyjątkowo powoli :( Mam nadzieję, że niedługo mu przejdzie.
A dziś musicie zadowolić się moją książkową pasją.
Spokojnego wieczoru i udanego końca tygodnia życzę - mnie jutro czekają warsztaty w ramach akcji Warszawa czyta. Jestem ciekawa, jak będą wyglądały :)