środa, 23 listopada 2016

Rękodzielnicze niespodzianki

Ostatnie tygodnie przyniosły ze sobą zmiany i drobne, miłe zaskoczenia - na początku października zostałam przeniesiona do innego działu, przez co wciąż uczę się nowych rzeczy, sprawdzam się w nowych sytuacjach i badam, na ile elastyczny jest mój umysł, na przyswojenie jakiej ilości nowej wiedzy mi pozwoli. Z jednej strony jest stres, z drugiej - radość, że mogę się rozwijać i działać. Nie mogę narzekać :) A do tego wyobraźcie sobie, jak zaskoczona byłam, kiedy zaczęłam lepiej poznawać dziewczyny, z którymi teraz pracuję i okazało się, że połowa z nich zajmuje się w wolnym czasie rękodziełem - szydełkowaniem, szyciem, robieniem na drutach, haftem albo uczeniem się haftu, tworzeniem drobiazgów, które przyciągają uwagę i które z przyjemnością się ogląda i dotyka. Poczułam się prawie jak u siebie ;) Moje krzyżykowe szaleństwo zyskało trochę uznania i doprowadziło nawet do tego, że naciągnęłam dziewczyny na dodatkowe koszty, robiąc zakupy w pasmanterii i uzupełniając wzory o te, które od dawna za mną - i, jak się okazało, też za nimi - chodziły :P
W domu pojawiły się Magic Dolls i nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła od razu jednej z nich.



Na lnie obrazkowym 30 ct (kość słoniowa) powstaje lisiczka - kolory są przepiękne, intensywny pomarańcz sprawia, że jesienna aura za oknem trochę łagodnieje, a krzyżyki prawie same się stawiają. Mam też już pomysł na wykorzystanie kolejnego wzoru z tej serii, ale będę musiała jeszcze go dopracować, zanim zabiorę się za jego wykonanie.

Poza Magic Dolls walczę też z aniołkami, których początki pokazywałam w poprzednim wpisie. Zapomniałam już, dlaczego kilka lat temu nie wyhaftowałam wszystkich czterech sztuk z tej serii. Ta nieszczęsna metalizowana mulina... Nieważne jak się człowiek stara, jak krótkie pasemko bierze, jak uważa, i tak prędzej czy później nitka zaczyna się łamać, plątać i trzeba z każdym krzyżykiem uważać coraz bardziej. Chociaż efekt końcowy jest piękny, muszę to przyznać. Może mimo wszystko w jakimś stopniu wynagradza to dłubanie ;) Spójrzcie same.




 




Aniołki też są haftowane na lnie obrazkowym 30 ct muliną DMC i mam zamiar wykorzystać je do przygotowania upominkowych kartek na święta.



Zastanawiam się tylko, jakie tło ostatecznie dać pod spód - czerwień czy może coś łagodniejszego, dzięki czemu obrazki jednak będą w centrum uwagi i kolor nie będzie krzyczał spod spodu. A może dać mniejszy czerwony kwadrat bezpośrednio pod obrazkiem i umieścić całość na jasnym spodzie?



Mam jeszcze chwilę na zastanowienie, a na razie przede mną backstitche - na szczęście zwyczajne, czarne ;)
Aha, Computer Wizard na razie odpoczywa, ale nie zajmie mu to za dużo czasu. Przecież takiego giganta nie można zbyt długo zaniedbywać...

środa, 9 listopada 2016

Coraz bliżej święta?

Pierwszy śnieg w tym roku tym razem w październiku ustąpił miejsca deszczowi i nieco rozsądniej pojawił się w listopadzie. Kto wie, może nawet święta będą białe, jak już przyjdzie co do czego.
W zeszłym roku kompletnie nie mogłam się odnaleźć w okołoświątecznej rzeczywistości, więc i ozdóbki sobie odpuściłam. Nie czułam potrzeby, żeby haftować Mikołaje, choinki i prezenty, pod choinką też jakoś ubyło krzyżykowych upominków. Może tym razem będzie jednak inaczej... Kilka dni temu odbyłam podróż sentymentalną po wpisach na blogu i dotarło do mnie, że tego malucha haftowałam cztery (to już?! kiedy?) lata temu.


Wygląda na to, że w tym roku też powstanie przynajmniej jedno skrzydlate stworzenie.



Jak to się szybko haftuje w porównaniu ze Spanglerem :P Ale nie jest źle, Computer Wizarda też przybywa. Najwięcej go przybyło, kiedy siedziałam na zwolnieniu, potem uzupełniłam dużą przestrzeń pełną czerni, teraz czas na kawałek koloru. I dziesiąta strona już będzie ;)