czwartek, 19 stycznia 2012

Wakacyjne wspomnienia

W związku z tym, że ostatnio mam trochę więcej czasu, udało mi się wreszcie dokończyć obrazek, nad którym zaczęłam pracować, jak tylko kupiłam grudniowy numer Igłą Malowane. Pracowało się nad nim szybko i przyjemnie, teraz tylko pozostało prasowanie i znalezienie dla niego odpowiedniej oprawy. Chyba szykuje się wyprawa do Ikei...


Docelowo widoczek ma trafić do cioci, dzięki której w tym roku miałam okazję osobiście odwiedzić Grecję i poczuć na skórze wszechobecne tam palące słońce. Podejrzewam, że powyższe ujęcie pochodzi z Santorini - na większości pocztówek porozkładanych na miejscowych straganach można znaleźć podobne kościółki, pobielone, przykryte błękitnymi kopułami i nie posiadające prawie ani jednej ściany prostej. Ja sama na Thirze byłam porą wieczorową, rano wypłynęliśmy już na kolejną wyspę, więc jedyne, co stamtąd pamiętam, to tarasowo opadające uliczki, ludzie rozsiadający się w knajpkach z malowniczym widokiem na kalderę i tłumy próbujące uwiecznić to wszystko przy pomocy aparatu. A było co uwieczniać...

(zdjęcie zrobione przez rzeczoną ciocię)

Nawet wieczorne schodzenie trasą, po której wędrują noszące turystów osiołki miało swój urok, chociaż trzeba było uważać na pozostawione przez nie w ciągu dnia "miny".

Dzięki temu, że mam ostatnio więcej czasu (niekoniecznie z własnej woli), zaczęłam też w końcu upolowaną po okazyjnej cenie książkę - najnowszego Pratchetta.


Jego książki są dla mnie lekiem na każde zło. Uwielbiam jego poczucie humoru, postacie, które stworzył (mój ulubiony Śmierć, cudowne Babcia Weatherwax i Niania Ogg, lord Vetinari, Susan - wnuczka Śmierci...), to, w jaki sposób nawiązuje do klasyki literatury ("Trzy wiedźmy", "Maskarada"), do kultury wysokiej i niskiej ("Muzyka duszy", "Ruchome obrazki"), jak z przymrużeniem oka opisuje najróżniejsze wierzenia dawne i obecne, aktualne i minione ("Piramidy", "Pomniejsze bóstwa", "Wiedźmikołaj", "Carpe jugulum")... wymieniać można w nieskończoność. Według mnie na podstawie tych wszystkich książek można spokojnie napisać niejedną pracę naukową, zaczynając oczywiście od zagadnień intertekstualności. Filologiczne zboczenie ;)
"Snuff" nie został jeszcze przetłumaczony na polski, ale moja potrzeba Pratchetta była tak duża, że nie mogłam doczekać się polskiej wersji językowej i postanowiłam zawalczyć ze swoim angielskim. Powiedzmy, że połączę przyjemne z porzytecznym i czytając o przygodach komendanta Sama Vimesa podczas przymusowego urlopu na wsi, będę rozbudowywać swój słownik.
A każdemu, kto nie miał jeszcze okazji poznać bohaterów książek Pratchetta, szczerze je polecam. Może i Wam przypadnie do gustu Świat Dysku :)

2 komentarze:

  1. Przepiękny obrazek - zazdroszczę umiejętności :) a Pratchetta muszę wreszcie przeczytać, chociaż jedną bo już kusi mnie od dawna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sięgnij po Pratchetta koniecznie! Nie wszystkim przypada do gustu, ale jeśli jedna książka Ci się spodoba, gwarantuję, że nie będziesz mogła przestać :) Ja w ten sposób pochłonęłam wszystkie... a sporo ich już napisał i na szczęście pisze dalej :)

    OdpowiedzUsuń