Ephraim Kishon
W tył zwrot, pani Lot!
Ephraim Kishon jest znanym żydowskim pisarzem węgierskiego pochodzenia, felietonistą, humorystą i reżyserem, którego opowiadania słyną z niezwykłego poczucia humoru, a ich autor z umiejętnego obrazowania absurdów izraelskiej rzeczywistości i codzienności. O ich powodzeniu świadczyć może fakt, że opublikowane do tej pory powieści, zbiory opowiadań i farsy sprzedały się w ponad 40 milionach egzemplarzy. I właśnie z tego typu literaturą, niezwykle popularną i wywołującą uśmiech na twarzy mamy do czynienia w zbiorze W tył zwrot, pani Lot!.
Książka ta to zbiór prawie czterdziestu różnorodnych opowiadań, a ta naprawdę humoresek, których akcja rozgrywa się w Izraelu, głównie w stolicy tego państwa. Wszystkie one pisane są w pierwszej osobie, a ich narratorem jest autor całości, który z przymrużeniem oka opisuje otaczający go świat. A ma co opisywać. Mamy więc do czynienia między innymi z prześmiewczą krytyką urzędników, polityków, sprzedawców kebabów, terrorystów i negocjatorów, artystów i reżyserów, dziennikarzy i inżynierów, lekarzy, wariatów i imigrantów. Kishon nie oszczędza również siebie ani swojej rodziny. Czytamy o quizie ze znajomości książki telefonicznej, o absurdach miejskiej biurokracji i niezrozumiałych przepisach dotyczących możliwości zawarcia związku małżeńskiego, o urzędnikach w banku wyznaczających terminy, w których na ów bank można napaść i o taksówkarzach mających w nosie wszelkie przepisy.
Moimi ulubionymi humoreskami są natomiast: „Dziwna przygoda dostojnika”, która pokazuje, jak bardzo oderwani od rzeczywistości mogą być urzędnicy wyższego szczebla i ludzie wpływowi, przemieszczający się jedynie limuzyną, w ogóle nie uczestniczący w normalnym, codziennym życiu miasta, zmuszeni nagle do pieszej wędrówki przez jego ulice; „Prezenty dla ojca i syna”, która opisuje przyjęcie związane z Bar Micwą i zachowanie syna narratora, młodego i obrotnego chłopca, który sukcesywnie ocenia prezenty od gości – czytając to opowiadanie, miałam nieodparte wrażenie, że czytam historyjkę, która równie dobrze mogłaby mieć miejsce podczas uroczystego rodzinnego obiadu po Pierwszej Komunii Świętej; „Kredyt długoterminowy”, w której główny bohater postanawia wziąć kredyt, co kończy się absurdalną, ale jakże prawdziwą, dodatkową wpłatą na konto banku; „Sprawiedliwości dla doktora Partzufa” będąca ilustracją ludzkiej irytacji podczas godzin szczytu w komunikacji miejskiej i wynikających z niej konsekwencji; „Kto, z kim, kogo na ekranie telewizora”, w której 3/4 izraelskiego społeczeństwa w piątkowy wieczór zasiada przed telewizorem, żeby oglądać „Sagę rodu Forsyte’ów” i komentować wartko toczącą się akcję w podobny sposób, jak u nas swego czasu komentowało się zawiłości popularnej wśród gospodyń „Mody na Sukces”; „Dwie wersje pewnego wywiadu”, która jest humoreską pokazującą, jak dziennikarze skutecznie potrafią nagiąć wypowiedzi osób, z którymi przeprowadzają wywiad do tego, co sobie założyli; „Nie ma litości dla wierzycieli”, w której opisana jest sytuacja, z którą najprawdopodobniej wielu z nas miało do czynienia przynajmniej raz w życiu, opisująca zachowanie dobrego znajomego, któremu narrator nieopatrznie pożyczył pieniądze. A wszystko to opisane językiem lekkim i swobodnym, który sprawia, że czytelnik nie jest w stanie przejść nad opowiadaniami obojętnie, nie uśmiechając się przy tym pod nosem albo śmiejąc w głos nad kolejnymi tekstami.
Przeglądając pisane niedawno recenzje młodych ludzi, którzy sięgnęli po zbiór humoresek Ephraima Kishona, po raz pierwszy wydanych prawie sześćdziesiąt lat temu, nie znalazłam praktycznie ani jednej negatywnej opinii na temat tej książki. I nic dziwnego. Mimo swojego „wieku” jest to pozycja, po którą będzie można śmiało sięgnąć i za kolejnych pięćdziesiąt lat. Kishon umiejętnie obnaża w nich ludzką głupotę, zwraca uwagę na absurdy codzienności i posiłkując się groteską i humorem, opisuje nielubianą przez wielu rzeczywistość, w której przyszło nam żyć. Przy pomocy śmiechu, ironii i sarkazmu, którym posługuje się z przymrużeniem oka, autor oswaja to wszystko, co niejednokrotnie drażni, irytuje i nie pozwala człowiekowi spokojnie zasnąć. I mimo tego, że akcja opowiadań Kishona rozgrywa się w Izraelu, to bez problemu z podobnie drażniącymi sytuacjami możemy spotykać się w Polsce czy w jakimkolwiek innym miejscu na świecie, bo głupota ludzka jest wszechobecna. Jego opowiadania, dotyczące w gruncie rzeczy niezwykle uniwersalnych problemów, czyta się szybko (sama pochłonęłam książkę w niecały dzień) i kiedy czytelnik dociera do ostatniej strony, pozostaje po nich niedosyt. A w głowie pojawia się myśl: „Chcę więcej”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz