czwartek, 2 lutego 2012

to jest już koniec... i początek :)

Zima oszalała! Aż nie chce się wychodzić z domu. Ale zarówno wczoraj, jak i dziś musiałam się z niego ruszyć jeszcze przed 7 rano... Pod jednym względem uwielbiam komunikację miejską w stolicy - puszczają tu w trasę tramwaje tak stare, że kiedy nimi jedziesz, masz wrażenie, że jesteś kostką lodu z zamrażalniku, a za oknem jest cieplej niż w środku.  Żadna krioterapia nie jest potrzebna ;)
Ale dzięki tym podróżom udało mi się załatwić praktykę, dzięki której nie będę siedziała "bezczynnie" - nowe doświadczenia, nowi ludzie, nowe wyzwania :) Nie usłyszycie nigdzie mojego głosu, ale przez najbliższe półtora miesiąca, może dwa uważajcie na wiadomości, których słuchacie ;) Mam nadzieję, że niczego nie przekręcę, niczego nie popsuję, a nauczę się czegoś. Mam też taki cichy i niecny plan, żeby zabrać się w końcu za prawo jazdy. Jak już się na to zdecyduję, będę ostrzegać gdzie i w jakich godzinach jeżdżę ;p

Pisałam ostatnio o promocjach na ramki w Jysku i o tym, że zorganizuję pewno wyprawę do któregoś w okolicy, ale oczywiście zajmowałam się czymś innym, więc wykorzystałam do zakupów rodziców, których często nosi po różnych okolicznych sklepach zajmujących się urządzaniem wnętrz i tych, w których można znaleźć różne rzeczy używane, ale rzeczy zdecydowanie z duszą. Nie to, żeby mój rodzinny dom wymagał urządzenia, bo tak naprawdę urządzony został już lata temu, ale oni tak naprawdę mogliby pracować jako dwuosobowa ekipa wyszukująca perełki do wnętrz i tworząca klimat nawet tam, gdzie wydaje się to niemożliwe. Uwielbiam ich za to :) W każdym razie, jeśli chodzi o ramki w Jysku, nie polecam. Podobno są wyjątkowo plastikowe, tandetne i nieciekawe. Na własne oczy nie widziałam, ale wierzę na słowo. W zamian dostarczyli mi za to ramki z Castoramy, drewniane, pociągnięte farbą, w niezłej cenie. Na niewymiarowe sówki i na planowane urodzinowe koty.
Skończone już ptactwo prezentuje się więc bez ramki tak:


 Natomiast w pełni gotowe do jutrzejszego odlotu i wizyty u pani doktor prezentuje się tak:


Ostatnio chyba cierpię na niecierpliwe ręce, bo jak tylko skończyłam sówki, wróciłam do kota Margaret Sherry i mimo wybrakowanego wzoru dokończyłam go w niecałe dwa dni, oglądając przy tym dziwne rzeczy, okręcona kocem i z kubkiem gorącej herbaty pod ręką. Czasem tylko wstawałam, żeby dorzucić do kominka, bo inaczej w domu zrobiłoby się 15 stopni... co raczej nie należy do moich marzeń ;p
Urodziny za półtora tygodnia, więc bardzo ładnie się wyrobiłam :) No i oczywiście dodałam co nieco od siebie :)


Między innymi zaimprowizowałam życzenia, których nigdzie nie zapisałam, nie rozrysowałam ani nic. Igła, 1 nitka czarnej DMC i do dzieła! Wyszło mniej lub bardziej koślawo, ale w koncu to życzenia ode mnie, a mi daleko do ideału ;)


No i oczywiście nie omieszkałam się podpisać na dole, żeby solenizantka przypadkiem nie zapomniała, że to ode mnie :)


Już wiem, że wzory Margaret Sherry będą mi towarzyszyć w przyszłości. Są zbyt ładne, żeby z nich zrezygnować.

5 komentarzy:

  1. sówki prezentują się super w tej ramce !!
    rodzice spisali się na medal ...
    kociak słodki :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. gratuluję stażu :) i trzymam kciuki żeby wszystko się udało :)
    hafciki przecudnej urody ;)
    szczególnie sóweczki mnie zauroczyły :)
    A tym, ze nie umiesz szyć zupełnie się nie przejmuj i próbuj, ja też jestem początkująca - woreczki to były "pierwsze koty za płoty" :) Zawsze będzie raźniej uczyć się w miłym towarzystwie :)
    I widzę, że jest wiele podobieństw miedzy nami :) tez planuję kurs prawa jazdy (tylko ja będę szaleć na ulicach Poznania)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamietam polska komunikacje miejska:P Te piekne obrazki powstale z lodu na oknach:P Aaaaa, jeszcze lepsze byly pociagi na trasie Katowice - Gliwice, snieg padal przez okna. I nie moglam sie uczyc w pociagu, bo notatki robilam piorem i rozplywaly mi sie:P
    Kotek calkiem niezle Ci wyszedl:) A sowki slodkie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jagna, już się umówiłam z mamą, że któregoś dnia posadzi mnie przy swojej wiekowej, wypróbowanej maszynie i pokaże co i jak ;) Wiem, skoro mam szyjącą kobietę w domu, to powinnam nauczyć się szyć wcześniej, ale jakoś nigdy wcześniej nie byłam wystarczająco zmotywowana, żeby się za to zabrać ;)

    Piegucha, ja po pierwszych dwóch latach odpuściłam już sobie naukę w pociągu (trasa Toruń-Warszawa) i przez kolejne trzy lata głównie słuchałam muzyki, radia, czytałam książki (ok, często były związane ze studiami) i podsypiałam ;) Miałam to szczęście, że prawie zawsze znalazłam jakieś miejsce siedzące i prawie nigdy nie było problemów z ogrzewaniem w przedziałach - cud! ;P

    OdpowiedzUsuń