No i się doigrałam. Zmieniły się temperatury, śnieg zaczął topnieć, spływać z dachów i tworzyć sadzawki na przydomowej ulicy, a ja zdążyłam złapać jakiegoś przyjaznego zarazka, dzięki któremu teraz ledwo mówię. Ale mimo wszystko staram się nie dać chorobie, musiałaby mnie powalić, żebym przestała wychodzić z domu.
No właśnie, przez wychodzenie z domu i przez to, że weekend spędziłam poza nim, minęło kilka dni od ostatniego wpisu. I kiedy dziś zajrzałam na bloga, zauważyłam że czas na kolejną odsłonę TUSAL-owego słoika...
Jego wnętrze jest bardzo kolorowe, co mi się bardzo podoba. Przyjemnie się patrzy na taki słoik :) Chociaż muszę przyznać, że chyba nie doceniłam swojego hafciarskiego zapału, bo od początku roku minęły przecież niecałe dwa miesiące, a kompletnie bezużytecznych nitek przybywa w zastraszającym wręcz tempie. Jak tak dalej pójdzie, słoik będzie wymagał wymiany na większy.
No właśnie, a nitek przybywa z prostego powodu - cały czas coś dziubię, chociaż niektórzy zastanawiają się kiedy znajduję na to czas przy ciągłym jeżdżeniu w różne dziwne miejsca. A ja po prostu zaczęłam mieć ten sam odruch, który mam przy książkach. Tak jak kiedyś musiałam przeczytać chociaż kilka stron przed snem, tak teraz doszło do tego postawienie kilku krzyżyków na kanwie. Nałóg. Ale dzięki temu lepiej mi się śpi ;)
I dlatego w międzyczasie zdążył powstać kot nr dwa, dla przyjaciółki, która większość czasu przez ostatnie dwa lata spędza we francuskim Lille. Starsza ode mnie o zaledwie trzy dni, dostanie obrazek ładnie pasujący do lubianej przez nią deszczowej piosenki ;)
Jeszcze nie wykończony, ale na to będzie czas :)
kociak będzie uroczy :)
OdpowiedzUsuń