wtorek, 13 grudnia 2016

Lisia senność

Ostatnio chłodne popołudnia i zimne wieczory u mnie to senność, czasem książki, jakieś pichcenie, ale jednak głównie haftowanie, które tak mnie wciągnęło, że nie mogę się od niego oderwać.
Aniołki, które pokazywałam jakiś czas temu, a którym wtedy brakowało jeszcze backstitchy, są już skończone, ale wciąż brakuje dnia, kiedy do mieszkania wpadałoby naturalne dzienne światło i jakiekolwiek zdjęcia miałyby sens. Więc wstrzymam się do następnego wpisu i może wtedy zobaczycie, jak ostatecznie się prezentują.
Na szczęście udało mi się znaleźć chwilę dla lisiczki i mogę się podzielić efektem końcowym. Ale na początek zdjęcia jeszcze sprzed konturów.



Bez nich lisia panna była nieco niewyraźna, więc czym prędzej nad nią przysiadłam, dzięki czemu lisek zaczął więcej widzieć...


...szalik spięły guziczki...


...zajęłam się też uczesaniem lisiczki...


...i po tych wszystkich zabiegach z kanwy wyłoniła się piękna ruda panna.


No i kto mi powie, że backstitche nie robią różnicy?


5 komentarzy: