niedziela, 3 marca 2013

Zaległości

Oj, zaniknęło mi się na dłuższą chwilę i kompletnie zaniedbałam blogową rzeczywistość - zaglądałam do Was, ale brakowało Weny, żeby zostawić chociaż kilka słów, o napisaniu notki na bloga nie wspominając. Wszystko to przez staż, który zaczęłam 12 lutego i który ukradł mi z życiorysu większość popołudniowych godzin i doprowadził do tego, że po powrocie do domu największą ochotę miałam na kubek gorącej herbaty, opcjonalnie kakao, książkę albo jakiś lekki film i tyle. Poza tym z M. nie widujemy się przez to zbyt często, bo mieszkamy 1,5 godziny od siebie i ciężko jest się spotkać, kiedy jedno z nas zaczyna dzień o 8, a drugie kończy staż najwcześniej o 18. Musicie mi więc wybaczyć, że weekendy wolę spędzać z nim, a nie przed komputerem czy nad krzyżykami ;)
Ale spokojnie, powoli nadrabiam zaległości, gospodaruję czasem i dziś mogę się w końcu do Was odezwać :)

Jeśli chodzi o hafciarskie postępy, to ostatnio panuje u mnie spory zastój - po garbusach zabrałam się za zakładkę z misiem, którego pokazałam w ostatniej notce.


W międzyczasie udało mi się ją dokończyć i została wymieniona na niewielką książeczkę z bajką autorstwa Beatrix Potter. Pamiętam jej rysunki jeszcze z dzieciństwa i niezmiennie kojarzą mi się z nieco leniwą angielską wsią, malowniczą, pełną spokoju i beztroski. Opiekuńcza mama gęś zajmuje się swoimi gąsiętami, królik Piotruś ubrany w niebieski kubraczek przebiega przez warzywny ogród, spiesząc do swoich spraw... a w tle, pośród soczystej roślinności stoi kamienny angielski domek kryty dachówką. Moje marzenie z dzieciństwa ;) Od tamtej pory mam sentyment do tego typu pejzaży ;) Macie podobne wspomnienia?



Poza misiem wyhaftowałam też oczywiście coś walentynkowego ;) Nie przepadam za tym świętem - męczy mnie natłok pluszowych, papierowych, cukrowych, krzywych, pękatych, wyblakłych i intensywnie czerwonych serc i serduszek, które zalewają co roku centra handlowe i sklepowe wystawy. Ale jeśli chodzi o pretekst, żeby móc zrobić niespodziankę bliskiej osobie, to wychodzę z założenia, że każda okazja jest dobra ;) Więc znów wykrzyżykowałam mały upominek - tym razem jest to niebieski kot.




(te zdjęcia są autorstwa Sennera, bo ja oczywiście nie
zdążyłam obfotografować kota przed wydaniem go z domu)




Dlaczego niebieski? Spodobał mi się właśnie ten wzór, ale okazało się, że nie wszystkie kolory miałam, więc postanowiłam improwizować ;) W ten sposób kocie futro zamiast wpadających w niebieskości szarości stało się dużo bardziej niebieskie. Poza tym zmodyfikowałam trochę odcienie użyte do wyhaftowania dużego serducha - jeden z nich wpadał w niezbyt podobający mi się pomarańcz, więc go wymieniłam.
Kot trafił oczywiście do M. Wciąż podziwiam go za to, z jak dużą cierpliwością przyjmuje kolejne dziergane upominki. Mam dziwne wrażenie, że nie wszyscy faceci gustują w tego typu prezentach :p

Ostatnio pracuję też nad czymś większym i chwilowo postanowiłam się nie rozdrabniać, więc wszelkie mniejsze pomysły odłożyłam na później. No, może w tym tygodniu postaram się tylko zrobić jakiś niewielki urodzinowy upominek dla kolegi jeszcze z czasów licealnych. Przez te wszystkie lata zasłużył na to, żeby dostać coś niestandardowego :)
Ale teraz głównie krzyżykuję rośliny dla mamy M. Jakiś czas temu przyszła do mnie z pomysłem wyhaftowania jej kilku ziołowo-roślinnych obrazków, które zastąpiłyby zwykłe papierowe wydruki, które obecnie wiszą u niej w kuchni. Przez kilka tygodni szukałam wzorów, które by jej odpowiadały, potem czekałam na materiały, a jak już przyszły i ogarnęłam się z innymi hafciarskimi drobiazgami, zabrałam się za pierwszy z obrazków - koniczynę.


Półtora tygodnia temu nie było jej jeszcze zbyt wiele, ale dziś dostawiłam ostatnie brązowe krzyżyki i w zarysie koniczyna wygląda tak:




Na razie nie prezentuje się zbyt spektakularnie - na lnie dominuje zieleń i jasny brąz. Zgodnie z wytycznymi dołączonymi do wzoru powinnam całość haftować lnianą muliną DMC, ale po konsultacjach z dziewczynami na hafciarskim forum doszłam do wniosku, że lniana mulina po pierwsze jest nieco bledsza, po drugie - podobno bardziej się plącze i po trzecie, w tym przypadku chyba niestety najważniejsze - jest droższa. Sprawdziłam czy kolory lniane i normalne bardzo się różnią i po namyśle doszłam do wniosku, że jednak zwykła DMC będzie najlepszym rozwiązaniem. Nie żałuję tej decyzji.
Trzy obrazki, łącznie z tym, haftuję na lnie obrazkowym 25 ct mającym odcień kości słoniowej, trzy kolejne wyhaftuję na lnie obrazkowym 35 ct. Boję się, że z nimi może być dużo więcej zabawy, bo dwa z trzech obrazków zgodnie z moimi wyliczeniami ledwo będą mieściły się w passe-partout i bardzo możliwe, że będę musiała nieco modyfikować wzory. Na razie się na tym nie skupiam, ale jak już uporam się z większymi obrazkami, będę musiała się zastanowić, jak rozwiązać ten problem. Macie może jakieś propozycje?

Ach, no tak, muszę pochwalić się czymś jeszcze! Co robię w niektóre wieczory, kiedy nie mam siły na haft, a oglądam jakiś niezbyt wciągający film? Nawijam, nawijam i jeszcze raz nawijam ;) Ostatnio próbowałam wygrzebać potrzebne mi do innego obrazka kolory i myślałam, że się wścieknę. Przekopanie się przez te wszystkie motki zajmuje mi ostatnio zdecydowanie za dużo czasu, więc postanowiłam wziąć się za "wiosenne" porządki. Trochę szkoda mi pieniędzy na plastikowe bobinki, które pojawiają się w różnych internetowych pasmanteriach, więc wzięłam sprawy w swoje ręce, podobnie jak kartonowe pudełka i nożyczki, i zaczęłam produkcję masową swoich własnych bobinek. A potem zaczęłam podpisywać i nawijać...


Już jakiś czas temu dostałam od rodziców bardzo poręczne pudełko na śrubki. Kupili je najprawdopodobniej w jakiejś Castoramie albo Leroy Merlin, ale do przechowywania mulin nadaje się idealnie ;) Na chwilę obecną kolekcja nitek prezentuje się w ten sposób:



Pudełko jest o tyle fajne, że przegródki ma z dwóch stron - jedną z nich zapełniłam już całkowicie, jak z resztą widzicie na zdjęciu. Druga też powoli zaczyna się zapełniać. Mam dziwne wrażenie, że to jedno pudełko nie wystarczy, bo w metalowej puszce, w której do tej pory przechowywałam wszystkie nitki DMC, wciąż jest ich sporo. Ariadny, którą haftowałam kiedyś, i kilkunastu kolorów muliny Anchor nawet nie liczę. One się nie przeprowadzają...
Myślicie, że kartonikowe bobinki się sprawdzą? Mam nadzieję, że tak.

Spokojnego i owocnego w pozytywne wydarzenia nadchodzącego tygodnia Wam życzę :) Dziękuję za komentarze pod poprzednią notką i obiecuję, że będę pisać częściej.

4 komentarze:

  1. Zaczne od konca:) świetna sprawa z tymi bobinkami:) też swoja kolekcje takich kartonowych posiadam:) miałam dwa rodzaje kartoników i niestety te cieńsze nie sprawsziły się bo po dłuższym użytkowaniu "połamały" się, ale te z grubszej tekturki super zdaja egzamin:):) pudełeczko z pewnościa jedno to za mało... Przydadza sie kolejne:) małe hafciki śliczne, oryginalny kolor kotka:) hafty roślinno ziołowe zapowiadają sie ciekawie:) czekam na dalsze postepy w pracy:)
    pozdrawiam niebiesko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać, że nie próżnowałaś. Fajnie, że jednak znalazłaś trochę czasu na haft.
    Podziwiam dokonanie porządku z mulinami. Ja mam część mulin w pudełku na papierowych tekturkach właśnie. Jak dla mnie to wygodny sposób na przechowywanie. Nie mam tylko nigdy czasu, żeby kolejne muliny nawijać, więc duża część moich zasobów jest jeszcze nie przewinięta.
    Czekam na kolejne relacje z haftów zielarskich ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nazbierało się... a więc zacznę od początku.
    Piszesz, że nie masz czasu na pisanie. Rozumiem Cię. Też czasem mi weny, a co gorsza czasu. Podziwiam jednak za determinację i umiejętność znalezienia czasu na hafciki czy książki.
    Podzielam entuzjazm odnośnie Beatrix Potter zwłaszcza tych przepięknych rysunków.
    Hafciki są prześliczne. Moim faworytem jest koteczek. W sumie, gdyby nie napis Luty nie skojarzyłabym go z Walentynkami, a raczej z kim bliskim sercu... ale to moje wrażenie.
    Kocia niebieskość jest super. Tu muszę szczerze pogratulować doboru kolorów. Bardzo owocny.
    Hafcik na lnie... aż zapiera dech, bo już czaruje oczy. Powodzenia w dalszych postępach.

    OdpowiedzUsuń