Ten miesiąc co chwila przynosi mi nowe niespodzianki i powoli zaczynam mieć mętlik w głowie. Mimo wszystko staram się jednak nie poddawać i do wszystkiego podchodzić ze spokojem. Nie bywam ostatnio zbyt często na Waszych blogach i czuję, że mi tego brakuje, ale wygląda na to, że przyszły tydzień będzie spokojniejszy i będę miała czas na to, żeby nadrobić zaległości :)
W minionym tygodniu dużo się u mnie działo... zdążyłam przerwać staż i dostać pracę :) Nie na pełen etat, ale jednak taką, która przyniosła ze sobą przyjemniejszą atmosferę i jest mimo wszystko w jakiś sposób bliższa mojemu wykształceniu i zainteresowaniom. Czasem się zastanawiam dokąd poprowadzi mnie los... Wciąż czuję, że to nie jest to, czym chciałabym zajmować się przez całe życie (czy współcześnie pracujący ludzie w ogóle są w stanie znaleźć pracę, z którą chcieliby się związać na tak długo? chyba nie ma nawet takiej możliwości...), ale jednak atmosfera, jak już pisałam, jest lepsza niż na stażu, jestem traktowana z większym szacunkiem, współpraca już od początku układa się dobrze :) No i mam styczność z książkami... Bo w wyniku kompletnego zbiegu okoliczności dostałam pracę w bibliotece ;) Tak, poszłam oddać to, co przeczytałam, a wróciłam z pracą... Miło ;)
Haft cały czas mi jednak towarzyszy. W tym tygodniu zaczęłam rozglądać się po bibliotecznych półkach i stwierdziłam, że chyba w końcu spróbuję przekonać się do audiobooków. Haft i czytanie jednak nie idą w parze - ciężko jest się skupić na machaniu igłą i jednoczesnym trzymaniu książki, czytaniu i przewracaniu kolejnych stron ;) Z książką czytaną już kiedyś miałam styczność - kiedy byłam młodsza, moja babcia miała konto w bibliotece dla niewidomych i czasem mogłam wypożyczyć na jej kartę Domek na prerii czy Włóczęgi północy - lubiłam wtedy ustawiać w równym rządku pudełka z kasetami i przesłuchiwałam je po kolei, zajmując się przy okazji różnymi mało ważnymi rzeczami w swoim pokoju. Mimo wszystko papierowa książka to coś, co lubię najbardziej, ale mogę zrobić wyjątek dla audiobooka, który pozwala mi na połączenie dwóch przyjemnych czynności - wsłuchiwania się w kolejną ciekawą historię i haftu :) Zaczęłam od Służących Kathryn Stockett i muszę Wam powiedzieć, że chyba na powrót zaczynam przekonywać się do "czytania" uszami.
Podczas słuchania Służących udało mi się między innymi skończyć pierwszy z kuchennych obrazków dla mamy M.
Kolory są delikatne i niezbyt intensywne, ale myślę, że będą ładnie się prezentować w lekko oliwkowym passe-partout. No i mam nadzieję, że całość będzie się podobać ;) Czasem zastanawiam się czy tak naprawdę lubię len, bo czasem niektóre obrazki wychodzą na nim nieco krzywo, ale nie wyobrażam sobie, żeby tego typu wzór miał być haftowany na równiutkiej kanwie.
Jeszcze przed wykończeniem koniczyny zdążyłam w ciągu dwóch dni wyhaftować mały prezent dla znajomego jeszcze z czasów liceum. Od innych miał dostać książki, w tym i od M., więc zdecydowałam się na, bo jakżeby inaczej, zakładkę ;) Czasu było mało, kombinowałam jak się tylko dało, przebierałam we wzorach i w końcu wybrałam kota Margaret Sherry. Nic na to nie poradzę, że lubię jej pomysły :) Od siebie dodałam kilka słów i tak powstało to maleństwo.
Zdjęcie było robione telefonem już po imprezie urodzinowej, bo nie zdążyłam go zrobić przed zapakowaniem prezentu. Haft przykleiłam do czarnego filcu. Kot oczywiście się podobał, ale na wszystkich największe wrażenie zrobił tort ;) Rafał jest informatykiem i programistą, który tworzy między innymi gry, stąd Pacman ;] Pacman biszkoptowy, przekładany kremem i musem truskawkowym... Dziewczyna, która go zrobiła, naprawdę się postarała :)
A Rafał, ponieważ trenuje lindy hop, w ramach urodzin musiał zatańczyć z każdą dziewczyną, która pojawiła się na jego urodzinach. To była naprawdę niezwykła impreza :)
Ponieważ kuchennych obrazków do wyhaftowania zostało mi jeszcze pięć, na razie zrobiłam sobie od nich przerwę i zaczęłam robić coś innego. Może już wiecie, jaki obrazek się szykuje ;) Jeśli nie, będziecie musiały poczekać do kolejnego wpisu.
Miałam ochotę na coś mniej zielonego i bardziej kolorowego :) Poznajecie? ;)
W poprzednim wpisie mogłyście obejrzeć moje bobinkowe szaleństwo, które uskuteczniam od jakiegoś czasu. Nawinięcie ponad 150 kolorów zajmuje jednak trochę czasu i łapki w którymś momencie nie mają już ochoty na nawijanie kolejnych nitek na kartoniki. Wczoraj, kiedy widziałam się z M., dostałam od niego mały prezent, który ułatwi mi to zadanie. Zamiast przygotowywać się do zajęć, zrobił mi nawijarkę do bobinek :p
A z czego składa się to cudo? Głównie z obudowy latarki na 2 baterie AA, silniczka od szuflady CD-romu i krokodylka, który służy do przytrzymywania bobinek ;)
Wystarczy włączyć nawijarkę, przytrzymać mulinę, żeby równo okręcała się wokół bobinki i voila!
Mulina jest nawinięta, nadgarstki niezmęczone, a ja jestem dumna ze swojego mężczyzny :p Dobrze jest mieć technicznego faceta ;)
Mulina nie jest nawinięta tak szczelnie, jak przy ręcznym nawijaniu, ale kiedy wkłada się ją do przegródek, bardzo ładnie się układa, więc uznaję cały sprzęt za świetny pomysł :)
Przed nami weekend - mam nadzieję, że słońce jednak się pojawi. W pokoju od razu robi się jaśniej i bardziej przytulnie :)
Dziękuję za komentarze pod poprzednim wpisem - Yolcia, na razie pozostanę przy niezbyt grubych bobinkach. Powód jest prosty - więcej się ich mieści w pudełku ;) Ale jeśli zaczną się łamać, zacznę wymieniać je na coś grubszego.
Kasia, też nie mam czasu na nawijanie, ale czasem udaje mi się wygospodarować na to chwilę, kiedy wieczorową porą oglądam jakiś odmóżdżający film ;]
Igiełko, zastanawiałam się nad zaznaczaniem daty przy kocie, ale w sumie zależało mi na tym, żeby był powiązany z terminem walentynkowym, stąd luty :) A i tak otrzymała go osoba bliska mojemu sercu ;)
ale się u Ciebie dzieje:-) super z ta praca Ci się udało:-) hafty śliczne:-) pozdrawiam niebiesko :-)
OdpowiedzUsuńps. nawijak super!
Zdolny ten Twój facet! i pożyteczny :)))) Haft bardzo mi się podoba, lubię takie zielnikowe obrazki, no i kolorki moje ulubione ostatnio :) A to bardziej kolorowe to chyba myszki z serduszkowymi balonikami ???
OdpowiedzUsuńGratuluję pozytywnych zmian w temacie pracy!
OdpowiedzUsuńPiękny jest ten obrazek z koniczyną. Fakt, że len ma swój niepowtarzalny urok i pewne hafty są do niego idealne.
Mój mężczyzna też jest "techniczny", ale na taki pomysł stworzenia nawijarki jak Twój nie wpadł. Widać, że rozumie Twoją pasję, a taka bliska osoba to skarb.