niedziela, 4 września 2016

Potworzenie na całego

Umiejętność szycia na maszynie zawsze mi się wydawała czymś w rodzaju wiedzy tajemnej dla cierpliwych i wierzących, że w końcu po iluś błędach przyjdzie sukces. Nie raz z resztą przebąkiwałam o tym na blogu, że chciałabym się nauczyć szyć, ale mimo wszystko jakoś nie po drodze mi było, jakoś niepewnie się z tym pomysłem czułam. No i jeszcze samo narzędzie by się do tego przydało ;)
Niezależnie od wahań wciąż mnie twórczo nosi i lubię od czasu do czasu sprawdzić czy z pomysłu, który chodzi mi po głowie, coś by jednak wyszło. Po urlopie, oczyszczeniu umysłu i porządnym zmęczeniu się w Bieszczadach i lenistwie nad Bugiem, w końcu dojrzałam do działania. I w tym momencie muszę Wam się przyznać do pewnej słabości... bardzo babskiej w sumie. Czasem zwyczajnie nie mogę się powstrzymać, kiedy mogę uzupełnić swoją szafę o kilka nowych ubrań. Nie byłoby to większym problemem, gdybym też przy okazji pozbyła się kilku rzadko noszonych rzeczy. A tak czegoś przybędzie, coś nie do końca mi się podoba, coś źle leży... i tak szuflada przestaje się domykać, a M. mruczy, żebym w końcu zrobiła z tym porządek.
Kiedy tak robiłam ostatnio przegląd półek, wpadła mi w rękę koszula, którą kiedyś od kogoś dostałam i nigdy jej nie założyłam. Zawsze marzyło mi się, żeby spróbować uszyć torbę i pomyślałam, że ten materiał może się do tego nadać. Wystarczyło tylko znaleźć odpowiedni wykrój, pobawić się nożyczkami, uzbroić się w cierpliwość, zapas nitki i dobrą igłę i do dzieła.


Koszula ma guziki, więc musiałam popracować trochę nad zszyciem planowanego przodu i tyłu, do tego do planowanej podszewki doszyłam małą kieszonkę i zabrałam się za zszywanie wszystkiego.



Na chwilę obecną całość wygląda tak. Z przodu dwie kieszonki idealnie sprawdzą się jako miejsce na różne drobiazgi. Zostało mi jeszcze obrobienie góry torby i doszycie paska. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, może dorobię jeszcze jakieś zapięcie.
Powiem szczerze, że kiedy zaczynałam, nie zależało mi na jakimś spektakularnym efekcie. Chciałam po prostu zmierzyć się z tym pomysłem i sprawdzić, czy będę w stanie ręcznie uszyć coś takiego. Jak widać, da się ;)



Jak już zaczęłam pracować nad torbą i szyć ją ręcznie, nie mogłam się powstrzymać i poszłam za ciosem. Zapisałam się na warsztaty szyciowe, podczas których mogłam nauczyć się podstaw szycia na maszynie i przy okazji uszyć sobie spódnicę. Warsztaty odbyły się wczoraj w niezwykle klimatycznym miejscu, nad Stawem Otwartym w Warszawie Radość, a poprowadziła je Klara, która prowadzi bloga A Robot Heart - szczerze polecam Wam tam zajrzeć, bo Klara, która najpierw nauczyła się szyć dla siebie, a teraz zdarza jej się też szyć dla innych, tworzy naprawdę piękne rzeczy. No i pisze o tym w bardzo fajny sposób, pokazując swoje dzieła na pięknych zdjęciach. Atmosfera na warsztatach była fantastyczna, Klara miała dla nas dużo rad i całe morze cierpliwości ;) Dzięki niej na koniec dnia mogłyśmy pochwalić się takimi skarbami:

fot. Bartek Kik
(zdjęcie zapożyczone z: https://www.facebook.com/arobotheart/)

Mam swoją własną szytą na kole spódnicę z zakładkami, która ma nawet wszyte kieszenie :D Jestem z siebie dumna ;)


Być może nie jest to najbardziej idealnie uszyta spódnica i muszę jeszcze popracować nad jej wykończeniem, ale chyba złapałam bakcyla i teraz już tak łatwo z szycia na maszynie nie zrezygnuję. Czas zacząć ćwiczyć, uczyć się i sprawdzić, czy jestem wystarczająco cierpliwym człowiekiem ;)

Na hafciarskim froncie też trochę się dzieje. Jak na razie nie pojawił się żaden nowy wzór na horyzoncie, jestem wierna Randalowi Spanglerowi i jest szansa, że w tym tygodniu skończę siódmą stronę. Ostatnio postęp prac wyglądał tak:







Uff, nawet nie wiecie, jak lubię tworzyć nowe rzeczy :)

1 komentarz:

  1. Łał, wyszywasz HEADa, szyjesz to, szyjesz tamto - kobieto, podziel się czasem :D Świetne rzeczy tak przy okazji :)

    OdpowiedzUsuń