sobota, 29 czerwca 2019

Pluszowa banda przybyła!

Jakoś tak na początku czerwca zorientowałam się, że prezent, który mam przygotować na lipiec, właściwie od kwietnia - od ostatniego wpisu na jego temat - leży bezczynnie w szufladzie, przyrzucony innymi odkładanymi na bok haftami, a czas nieubłaganie mija i jak tak dalej pójdzie, na bank nie wyrobię się z jego skończeniem w terminie. Ponieważ biorę jednocześnie udział w dwóch zabawach - tej, w której dzielę się postępami odnośnie grafiki Eschera oraz wyszywam cyklicznie uroczy wzór z serii Belle & Boo - i zależało mi też na skończeniu trzeciego rzędu Computer Wizarda, wbrew pozorom nie miałam zbyt wiele czasu, żeby zająć się pluszowym królikiem i jego towarzyszami. Ale zaparłam się i postanowiłam, że nie ma przebacz, pierwsza połowa czerwca będzie należała to wzoru z serii Somebunny to Love. No i udało się, skończyłam nawet przed czasem ;)

3 czerwca do gromady na rumaku dołączył mały warzywny wózek...


...5 czerwca pojawiły się lekko sine, pulchne królicze nóżki :p ...


...a 11 czerwca króliczka zyskała niebieską kieckę z kokardą...


...żeby w końcu 15 czerwca pojawić się w pełni chwały, chociaż jeszcze bez marchewki-łapówki dla upartego konia na biegunach.


Na szczęście nie musiała długo na nią czekać i zaraz po otrzymaniu marchewkowego berła zaczęła nabierać konturów...


...które właściwie udało mi się uzupełnić w ciągu jednego dnia. W życiu nie miałam takiego tempa w stawianiu bacstitchy, ale tak jak kiedyś wspomniałam - we wzorach Somebunny nie są one tragiczne, chociaż kresek do postawienia na kanwie mało nie jest.



Wcześniej wyszyte towarzystwo dla przypomnienia.


Tak więc 16 czerwca cała gromadka była już gotowa i teraz czekam tylko na możliwość uzupełniania szczegółów na kanwie. Ponieważ obrazek stanie się metryczką, czekam na potwierdzenie imienia, no i na datę.


A potem pozostanie tylko odpowiednie oprawienie i wręczenie prezentu. Na razie jednak króliczka razem z całą ferajną trafiła do szuflady i cierpliwie czeka.
A ja już czuję, że igła nadal pali mi się w rękach i terminy dotyczące pozostałych prac gonią, więc wyszywam dalej.

piątek, 14 czerwca 2019

Computer Wizard - w końcu trzeci rząd za mną!

Uff, nie wiem jak Wy, ale ja w tym tygodniu każdego dnia mam wrażenie, że nie dotrwam do wieczora i rozpuszczę się na którymś w chodników, spłynę i nie będzie co ze mnie zbierać. Każda temperatura powyżej komfortowych 25 stopni jest dla mnie męczarnią - czasem ratunkiem są powiewy wiatru i cień drzew, ale przemieszczanie się komunikacją miejską bez klimatyzacji albo siedzenie w nasłonecznionych przestrzeniach, w których powietrze stoi, to czysty fizyczny ból. Na szczęście w naszym mieszkaniu słońce wchodzi do środka tylko rano, więc po południu można cieszyć się cieniem i chodzącym godzinami wiatrakiem ;) Do tego ostrzygliśmy prewencyjnie naszego puchatego królika i tego lata chyba już przegrzanie mu nie grozi... chociaż do najpiękniejszych futrzaków obecnie nie należy, szczególnie odrastając plackami :P Ale na szczęście niezbyt często przegląda się w lustrze, więc raczej kompleksy mu nie grożą ;) No i nagle zrobił się taki szczuplutki...


Mimo pięknej, ale męczącej, prawie letniej pogody, mam też powody do radości, bo wreszcie - po kilku miesiącach wyszywania tych 2,5 strony - udało mi się skończyć trzeci rząd wzoru Computer Wizard autorstwa Randala Spanglera. Inne projekty skutecznie mnie spowalniały, ale duże samozaparcie pomogło. Coś czuję, że zrobię sobie teraz małą przerwę od tego haftu, chociaż jak zwykle korci mnie, żeby znów naciągnąć materiał na tamborek i krzyżykować dalej - siłą rozpędu.

W poprzednim wpisie, 3 maja, brakowało jeszcze sporych placków kolorów...


...więc sukcesywnie je uzupełniałam i 25 maja pozostało ich już niewiele do uzupełnienia...


...ale potrzebowałam jeszcze jakiegoś tygodnia, żeby 3 czerwca sfinalizować 27 stronę wzoru i jednocześnie trzeci rząd całego haftu. Zmieniające się co i rusz muliny na półkach z książkami nie pomagały w szybkim wyszywaniu.


Ale efekt końcowy wynagrodził tę dłubaninę :)


Wciąż jesteśmy na antresoli biblioteki, ale już niedługo zaczniemy schodzić niżej i zaczną odsłaniać się kolejne płaszczyzny. Powiedzmy, że mam za sobą mniej więcej 1/3 całego wzoru. Po ponad czterech latach wyszywania... Same sobie odpowiedzcie na pytanie, ile jeszcze czasu może mi zając wyszycie pozostałej części :P Oj nie należę do ekspresowych hafciarek, co to to nie...


Nie wiem też, jak poradzę sobie w przyszłości z oprawieniem tego kolosa, ale powiedzmy, że mam jeszcze trochę czasu, żeby się nad tym zastanowić ;) No i gdzie ja go powieszę...

wtorek, 4 czerwca 2019

Nowy haft na Nowy Rok VI oraz podróże małe i duże :)

Przyznaję, że nie planowałam aż takiej długiej przerwy na blogu... Minął właściwie miesiąc od poprzedniego wpisu, ale patrząc na moje postępy w obecnych haftach, nawet nie miałam czym się z Wami podzielić. No przecież nie będę się chwalić kilkudziesięcioma krzyżykami dostawionymi do większej całości - zawsze lepiej prezentuje się większe osiągnięcia ;) Ale spokojnie, pod koniec wpisu pojawi się Escher - najpierw jednak kilka słów o rozpraszaczach z minionego miesiąca.

Tak jak przewidywałam, wypad po latach ze znajomymi do Torunia - mojego studenckiego miasta - skutecznie odciągnął mnie od wyszywania, no ale to miasto zawsze warte jest grzechu ;) Podchodzę do niego trochę jak do byłego domu, nie do turystycznej stolicy piernika i zabytków koniecznych do obejrzenia, w związku z czym więcej jest tu spacerów niż zwiedzania. Ale zdecydowanie zwykłe zadarcie głowy do góry w tym mieście procentuje zapadającymi w pamięć widokami. Oczywiście starówka i bulwary nad Wisłą były obowiązkowym punktem pobytu.








Mój wydział, na którym spędziło się ponad pięć lat życia... uwielbiam jego korytarze.





Oczywiście nie omieszkałam zaciągnąć niczego nieświadomych znajomych przez Rybaki w stronę Bydgoskiego Przedmieścia z jego pięknymi, chociaż często zaniedbanymi kamienicami.












Nie obyło się też bez gastroturystyki, ale stamtąd zdjęć nie mam :P Mogę tylko z czystym sumieniem polecić każdego Manekina w Toruniu, niedużą pizzerię Piccolo Grande i obowiązkowo potężne porcje pysznych lodów u Lenkiewicza! Pizza w Metropolis też jest niczego sobie ;)

Oprócz wyjazdu w maju zajęłam się też porządkowaniem Ariadny, którą dostałam od znajomej - doszłam do wniosku, że nie ma szans, żebym kiedykolwiek wykorzystała całość, więc postanowiłam zostawić sobie około 4 motków z każdego koloru, a resztę spieniężyć. Nad segregowaniem i rozkładaniem kolejnych motków spędziłam tydzień... w którymś momencie do pomocy przyłączył się nawet M., stwierdzając, że sama w życiu nie skończę tego ogarniać. Ale poświęcony temu czas się opłacił, bo po sprzedaniu kilkuset motków kupiłam sobie nowe okulary razem ze szkłami :P Więc warto było.




Może w końcu któregoś dnia przysiądę i wykorzystam te wszystkie kolory do ćwiczenia się w hafcie płaskim, którego chciałabym się nauczyć. Ale jak na razie zwyczajnie brakuje mi czasu na to, żeby poświęcić uwagę tej technice wyszywania. No nic, może kiedyś... Materiały już mam.

No dobrze, ale może w końcu coś stricte o hafcie, który bierze udział w zabawie Nowy haft na Nowy Rok :P Mogę się pochwalić właściwie tylko jednym nowym zdjęciem związanym z wzorem inspirowanym grafiką M.C. Eschera... Już w połowie maja udało mi się uzupełnić czerń na trzech wyszywanych obecnie stronach.
 A na początku maja obraz prezentował się jeszcze tak:



 12 maja było już tak:


Teraz pozostaje uzupełnienie kolorami motylich skrzydeł. W drugiej połowie miesiąca przysiadłam jednak nad moim drugim kolosem - Computer Wizardem Randala Spanglera, chcąc skończyć wreszcie trzeci rząd haftu. I muszę powiedzieć, że wczoraj mi się to w końcu udało. Ale tym osiągnięciem pochwalę się już w następnym wpisie ;)
Do napisania i przeczytania!