środa, 13 marca 2019

Krzyżyk za krzyżykiem...

Oj, jakiś przestój dopadł mojego haftowanego Czarodzieja i chociaż miesiąc temu miałam nadzieję, że uda mi się do marca skończyć cały trzeci rząd wzoru, to teraz nie jestem pewna, czy uda mi się to zrobić do końca miesiąca. A naprawdę mam już ochotę rozwinąć materiał i po raz kolejny nacieszyć oczy postępami w pracy nad tym haftem.
Mimo wszystko staram się dostawiać kolejne krzyżyki, może w kwietniu dopełznę do końca 27 strony?
17 lutego, w ostatnim wpisie Computer Wizard prezentował się tak:


19 lutego przybyło krzyżyków przy prawej krawędzi...


 ...a 13 marca doszły kolory w jednym z korytarzy biblioteki.


Być może moja praca nad wzorem Randala Spanglera nie idzie też tak szybko, jak bym chciała, bo oczywiście nie mogłam się powstrzymać i sięgnęłam po kolejny haftowany projekt... Mam słabość do króliczych grafik, więc domyślcie się, jak skończyło się przeglądanie folderu ze wzorami Somebunny. Są tak kolorowe i pozytywnie nastrajające, że musiałam coś wybrać. No i haftuje się i będzie pewnie haftowało w kolejnych tygodniach. 6 marca były już płozy, zobaczymy, co będzie dalej. Czekam na dostawę dwóch brakujących kolorów muliny i będę krzyżykować dalej.





Ale w weekend mam zarządzony odpoczynek od haftu - jedziemy do Płocka, będę podziwiać zbiory tamtejszego Muzeum Secesji. Trzeba czasem nieco zmienić wrażenia :)

sobota, 2 marca 2019

Skrzydła pełne kolorów (Nowy Haft na Nowy Rok III)

Wygląda na to, że ten rok będzie rokiem podzielonym na kilka większych projektów, przy czym niektóre z nich na 100% potrwają do grudnia i dłużej. A ja już rozglądam się za kolejnymi wzorami i nie mogę się powstrzymać przed kupowaniem nowych, z myślą o przyszłości. Chyba oficjalnie mogę powiedzieć, że hafciarsko przepadłam... Jeśli nie stracę wzroku przez te wszystkie krzyżyki, to będzie cud. Ostatnio ewidentnie czuję, że przesadzam, bo moje zmęczone oczy coraz bardziej protestują, a ja zauważam, że z ostrością widzenia, mimo noszonych soczewek, nie jest najlepiej. Zbieram się więc powoli, żeby w końcu pójść do okulisty i optyka i najprawdopodobniej skończy się na zrobieniu nowych, mocniejszych okularów. No niereformowalna jestem. Czytanie, haft i komputer kiedyś mnie wykończą.
Ale żeby już tak nie marudzić, wyciągnęłam z karty aparatu zrobione wczoraj (i wcześniej) zdjęcia motyli - a właściwie półtora motyla - M.C. Eschera. Nie przybyło zbyt wiele krzyżyków, ale praca jakoś idzie do przodu.
Dla przypomnienia 1 lutego sytuacja wyglądała tak:



Potem powolutku przybywało kolejnych krzyżyków...
...26 lutego...



...27 lutego...


...i wczoraj, czyli 1 marca.




Kolory w motylich skrzydłach zmieniają się dosyć często, zdarza się kilka kolorowych krzyżyków, które kryją się pomiędzy innymi, rozrzucone z dala od siebie, dlatego robota nad nimi jest żmudna i czasochłonna. Miałam nadzieję, że będzie tej grafiki przybywać szybciej, ale nie przeskoczę tego, że nad tym projektem trzeba przysiąść z w miarę wypoczętymi oczami, przy dobrym oświetleniu i najlepiej w dzień. Wieczór zdecydowanie nie jest dla niego dobrą porą... Co ciekawe, we wzorze na taką kanwę, na jakiej wyszywam, przewidziane są dwie nitki muliny zamiast jednej, ale naprawdę sobie nie wyobrażam, jak gęsty byłby ścieg przy tak malutkich krzyżykach. A może to ja coś pokręciłam? Z resztą, teraz i tak już nie ma odwrotu, a mi podoba się taka gęstość muliny na tkaninie. Nie widzę problemu :)
Krzyżyków przybywa, to najważniejsze. No i znów na zbliżeniach widzę królicze kłaki... Będę potem siedzieć z pęsetą i je wydłubywać. Albo z rolką odkłaczającą. Mamy zdecydowanie zbyt pluszowe zwierzę w domu.
A teraz idę zajrzeć do innych biorących udział w zabawie - jestem ciekawa ich postępów :)