wtorek, 22 października 2013

Zmieniające się smaki

Miód spływa mi po palcach, w kominku płonie ogień, a na stoliku obok powoli stygnie kubek kakao... Czy Wy też tak macie, że podczas jesiennych dni przychodzą do Was pewne smaki, od których nie możecie się uwolnić?
Kiedy tylko robi się chłodniej i nie da się już przesiedzieć całego dnia w parkach, a wieczór nadciąga coraz szybciej, nabieram ochoty na miejsca, w których można znaleźć kąt dla siebie, najlepiej z wygodną kanapą i dużą ilością książek wokół ;) Co jakiś czas rozglądam się po Warszawie za takimi zakątkami, testuję kanapy i niezmiennie zamawiam gorącą czekoladę w każdej postaci. Żadne caffee latte, macchiato czy mocha nie zastąpią porządnego kubka gęstego napoju, tej cudownej bomby kalorycznej ;) Kawiarnie połączone z księgarnią są w takim przypadku miejscem idealnym, chociaż dużo groźniejszym dla portfela, bowiem siedząc przy stoliku i popijając czekoladę, masz wystarczająco dużo czasu, żeby przyjrzeć się tytułom na półkach i nabrać ochoty na zabranie któregoś z nich do domu...
Jesienny czas wolny jest więc niebezpieczny, ale jednocześnie obfituje w przyjemności :) No i można nacieszyć oczy kolorami odchodzącego lata. Nawet jeśli czasem są nieco bure i mało słoneczne.




Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze uchwycić nieco słońca tańczącego w liściach...

Tymczasem jakiś czas temu, kiedy temperatura za oknem była nieco wyższa i wszyscy szukali cienia i ochłody, naszła mnie ochota na coś lekkiego i smacznego, co można by zjeść w miłym towarzystwie.
"Lekkość" uleciała, bo w ręce wpadł mi serek mascarpone, ale starałam się ratować soczystymi truskawkami. I wyszło z tego coś prostego w przygotowaniu, a naprawdę pysznego :)


Co jest potrzebne?
200 g truskawek (świeżych lub mrożonych - ja użyłam tych pierwszych)
250 g serka mascarpone
2 jajka
2 łyżki cukru

Truskawki zmiksowałam z łyżką cukru i odstawiłam na bok. Następnie oddzielone od białek żółtka zmiksowałam z serkiem mascarpone i resztą cukru, po czym do powstałej masy dodałam ubite na sztywno białka i wymieszałam je delikatnie ze sobą - dzięki temu całość nabrała puszystości i delikatności.
Teraz pozostała już tylko przyjemność nakładania kolejnych warstw musu truskawkowego i kremu z mascarpone do miseczek i udekorowanie ich całymi truskawkami. Deser gotowy :) Przed podaniem wstawiłam go na pół godziny do lodówki (nie jest to jednak konieczne), dzięki czemu był odpowiednio schłodzony - idealny na upalny dzień.
W zależności od tego, na jakie smaki macie ochotę, możecie modyfikować dodatki - do musu truskawkowego dodać maliny, kremowy smak serka złamać drobno startą skórką cytryny. Wierzch można też ozdobić dodatkowo migdałami lub wiórkami kokosowymi.
Przepis ten jest nieskomplikowany i szybki do przygotowania, więc jeśli zdarzą Wam się niezapowiedziani goście, spokojnie możecie poczęstować ich podobnym deserem.

Na zakończenie podzielę się z Wami jeszcze jednym przepisem, tym razem jednak zaczerpniętym z konkretnego źródła i tak obrazowo podanym, że nie będę już nic do tego dodawać. Przepis z magazynu Kuchnia na ciasto czekoladowe z cukinią :)


Przepis został sprawdzony i z czystym sumieniem go polecam - ciasto jest pyszne!

PS Cieszę się, że wczesnojesienne zdjęcia przypadły Wam do gustu :) I dziękuję za życzenia powodzenia na studiach ;) Jak na razie jest dobrze, a i staż dużo mi daje - mierzę się sama ze sobą, uczę się nowych rzeczy i poznaję siebie z tej strony, z której się tak dobrze nie znałam.
A co do książek Philippy Gregory - co jakiś czas wpadają mi w oko, a potem ich miejsce zajmuje inna lektura, ale może w końcu sprawdzę organoleptycznie, skąd bierze się popularność tej autorki. Dziękuję Jagno, że mi o niej przypomniałaś :)

niedziela, 6 października 2013

Jesienne rozprężenie?

Mamy już kalendarzową jesień, przepiękne słoneczne dni i mroźne noce. Od dwóch tygodni palę w kominku i coraz częściej przystaję przy nim z kubkiem gorącej herbaty, żeby się ogrzać i na chwilę oderwać myśli od codziennych spraw. W kuchni stoją dwie miski pełne działkowych winogron - rodzice mają zamiar przygotować z nich domowej roboty wino, na patelni smażą się rozłożyste kapelusze kań, a zebrane przez tatę przepiękne prawdziwki czekają na suszenie. Tymczasem ja... przerywam pisanie i rozłupuję kolejne orzechy włoskie ;) Dopiero co zebrane, niektóre z nich jeszcze pokryte grubą zieloną skórą, z wnętrzem o niepowtarzalnym, kremowo-orzechowym smaku. Łasuch ze mnie, jeśli chodzi o takie rzeczy :) Mam nadzieję, że Wasza jesień obrodziła równie obficie i możecie się nią cieszyć w spokoju. Albo przynajmniej znaleźć chwilę na napawanie się nią między obowiązkami.


Chciałam napisać wcześniej, ale czas naprawdę ostatnio płata mi figle. Tuż przed nastaniem kalendarzowej jesieni udało nam się ze znajomymi wyjechać jeszcze na kilka dni nad Bug i godnie pożegnać lato. Tam nie było czasu na haft, a tym bardziej na pisanie. Ale udało mi się zrobić kilka zdjęć, więc mogę podzielić się z Wami widokami ;)















Niezmiennie będę powtarzać, że są takie miejsca, w których czas zwalnia, człowiek wciąga powietrze głębiej do płuc i przystaje, żeby cieszyć się prostymi rzeczami, malowniczymi widokami i roześmianym towarzystwem znajomych. Hm... chadzam po tamtejszych łąkach już ponad dwadzieścia lat i wciąż nie znudziło mi się robinie im zdjęć ;) Co roku każde jest nieco inne i można dzięki nim wrócić do tych dobrych momentów. Tak, akumulatory na kolejne jesienne dni chwilowo naładowane.

Co jeszcze ostatnio zaprzątało moją uwagę? Hm... pod koniec września zaczęłam studia. Pomagisterskie, weekendowe, ale jednak dwa dni co dwa tygodnie wycinają mi z życiorysu. Mimo wszystko muszę Wam powiedzieć, że jak na razie jestem nimi naprawdę pozytywnie zaskoczona. Czuję, że dzięki nim będę mogła nauczyć się tego, czego zabrakło na studiach dziennych. Mniej teorii, więcej praktycznych przykładów, wszystko jest nastawione na zdobycie wiedzy, która później zdecydowanie pomoże nam w praktyce (żadnego uczenia się teorii o teorii wymyślonej do wykorzystania w teorii) - te studia nie będą tylko dodatkiem do mojego polonistycznego wykształcenia. W każdym razie mam taką nadzieję ;)
Poza tym w minionym tygodniu zdążyłam... zapisać się na staż związany ze studiami. Jakoś tak wyszło, że wpadła mi w oko ciekawa oferta. Do pracy i studiów dochodzą więc zajęte pracą z dzieciakami czwartki. Na haft ostatnio w związku z tym zabrakło mi czasu, bo oczywiście przy okazji na półce leży też kilka lektur do nadrobienia, a literatura to wymagająca przyjemność. Przez nią często chodzę spać o bardzo dziwnych porach... Jaki nałóg, takie konsekwencje.


W chwili obecnej czytam "Papuszę" Angeliki Kuźniak, ale z wyrażeniem opinii jeszcze się wstrzymam, bo za wcześnie na nią. Mogę tylko już teraz powiedzieć, że to książka, po którą warto sięgnąć.

Moje drogie (moi drodzy?), na dziś kończę. Dziękuję za cierpliwość i dziękuję za poganianie ;) (tak Jagno, to do Ciebie). Nie obiecuję szybkiego wpisu, ale będę się starać. Jakiś czas temu udało mi się przygotować dla mojej drugiej połówki różne słodkie rzeczy i zastanawiam się czy nie podzielić się z Wami przepisem. Zobaczymy.