Minęły ponad dwa tygodnie od powrotu z Pragi... W międzyczasie zdążyłam zdać egzamin licencjacki i definitywnie skończyć studia. No i to szukanie pracy... Dziękuję za trzymane kciuki :) Wtorkowa rozmowa przebiegła dobrze, wyniki będą ogłoszone prawdopodobnie w nadchodzącym tygodniu, zobaczymy co z tego wyjdzie. Ale poza tym w środę byłam na drugiej rozmowie i to ona chodzi mi teraz po głowie. Bo jest szansa, że zostanę zatrudniona dokładnie tam, gdzie chciałam... pracowałam nad tym od maja, kilka dni temu zadzwoniono do mnie z propozycją i teraz czekam, niecierpliwie przebierając nogami :) Oj, marzy mi się to stanowisko, marzy...
Ale przecież obiecałam, że pokażę Wam jesienną Pragę, przysłoniętą listopadowymi mgłami, rozświetloną chłodnymi promieniami słońca, rześką i przewrotnie nastrojową. Pragę, w której nigdy wcześniej nie byłam, chociaż zawsze miałam wrażenie, że skądś znam uliczki tego miasta, że kiedyś już nimi spacerowałam. W tym roku moje ciche marzenie w końcu się spełniło :) Spakowaliśmy się z M. w sposób jak najbardziej minimalistyczny, wsiedliśmy w autobus i po dwunastu godzinach, nieco zmęczeni, ale szczęśliwi dotarliśmy na miejsce. Wieczorową porą z dworca autobusowego przeszliśmy do metra i... doszliśmy do wniosku, że jedna linia tego warszawskiego przyzwyczaiła nas do prostej i nieskomplikowanej komunikacji między dzielnicami ;) Bo w Pradze linie metra są trzy, a przesiadki między nimi i schodzące coraz głębiej pędzące na złamanie karku ruchome schody sprawiają, że człowiek zaczyna sobie nagle uświadamiać, jak mały jest i ile metrów ziemi jest nad nim...
A następnego dnia zaczęło się poznawanie i zwiedzanie miasta... Razem z Anią, mieszkającą w Pradze bohemistką i znajomą M. była to sama przyjemność. Opowiadane przez nią zabawne anegdotki, historia zadeptywanych przez turystów miejsc i wędrówki po zakamarkach starówki, w które mało kto zagląda - wszystko to oswoiło miasto dużo bardziej skutecznie niż jakikolwiek przewodnik :) Listopad ma też to do siebie, że miejsca z reguły pełne ludzi pustoszeją...
Pod ścianą Lennona było jednak kilka rozchichotanych fanek Beatlesów...
... dobry humor udzielił się z resztą wszystkim ;)
Miłość kwitnie w Pradze wszędzie, bardziej zdesperowani mogą po nią zadzwonić, ci cierpliwi obiecują zaś sobie wieczne uczucie, pozostawiając je przypięte na jednym z praskich mostków...
Nie mogliśmy też ominąć Mostu Karola i rynku starego miasta, nieco mniej zatłoczonych niż zwykle, jednak wciąż pełnych ludzi.
Ale to, co spodobało mi się najbardziej, znalazłam w miejskiej bibliotece. Wyobraźcie sobie studnię... z książek. Właśnie tak :)
Oczywiście nie mogliśmy się powstrzymać ;)
Nie mogłam sobie też odpuścić starych praskich cmentarzy... nagrobki porośnięte bluszczem, słońce prześlizgujące się między gałęziami drzew, pochylone przez czas posągi, potężne grobowce z zamurowanymi wejściami... Cmentarz Olszański to niezwykłe miejsce.
I Wełtawa wieczorową porą wyglądała niezwykle...
Wybaczcie, że pokazałam Wam Pragę w tak fotograficznym skrócie, ale nie potrafię przekazać jej piękna inaczej.
Oj piękna ta Praga... Bardzo ciekawe zdjęcia. W niektórych miejscach jeszcze nie byłam, np. stary cmentarz.
OdpowiedzUsuńA knedelki smakowały ?
Cmentarze to coś, co kocham ;) chociaż wiem, że to nie brzmi zbyt dobrze...
UsuńA knedliki były pyszne, jak zawsze :) No i oczywiście smażony syr :D
Gratuluję i trzymam kciuki za pozytywne wieści dotyczące rozmowy :)
OdpowiedzUsuńa zdjęcia z Pragi... tego mi dzisiaj było trzeba.. dzięki tobie na chwilkę przeniosłam się do magicznego miasta, które kojarzy mi się z cudownymi chwilami, jakie miałam szczęście tam spędzić...
A ja dzisiaj powalona choroba leżę w łóżku i czekam na popołudniową wizytę u lekarza..
Oj, mam nadzieję, że uda Ci się zwalczyć to chorobowe paskudztwo. Chorowanie w grudniu to bardzo niewdzięczna rzecz. Zdrowiej szybko!
UsuńNo nie! dopiero teraz znalazłam ten wpis! Jak już zrobię ten kurs na przewodnika, to muszę sobie zrobić listę blogów, gdzie ludzie o mnie mówią jak fajnie jest być przeze mnie oprowdzanym:)
OdpowiedzUsuń